Teoria contra praktyka

załączony obrazek :)

załączony obrazek 🙂

Przyszła wiosna (co widać na załączonym obrazku), w szkole luz rekolekcyjny, tylko się cieszyć, entuzjazmem kipieć…a ja boleję nad niepowstrzymanym katarem, który odbiera ochotę do tegoż kipienia tudzież cieszenia. Taka to niesprawiedliwość losu. Pewnie dlatego podeszłam do dzisiejszego szkolenia rady pedagogicznej jak pies do jeża. Byłam na NIE od samego początku. Na końcu to też zmianie nie uległo. Prowadząca, jak zwykle – typowy teoretyk, z poczuciem, że wie wszystko a nawet jeszcze więcej, raczyła nas złotymi myślami z prezentacji multimedialnej. I czego się dowiedziałam z kilkugodzinnej prelekcji? 1. Że nie powinnam podkreślać na czerwono błędów ortograficznych w pracach uczniów (Dlaczego? Nie wiem, ale pani chyba też nie wiedziała, bo nie wyjaśniła). 2. Że nie powinnam tyle oceniać i robić tak wielu sprawdzianów? (No tak – kuszące, ale jeśli nie będę tego robić, to dostanę reprymendę od dyrektora, że za mało ocen umieszczam w dzienniku). 3. Że nie powinnam stawiać uczniom jedynek, dwójek, trójek, czwórek, tylko piątki (Taaa…oni też by tak chcieli).

Myślę, że i tak wyciągnęłam z tego szkolenia dużo wniosków, zważywszy na stan ogólnego otępienia, który od rana mi towarzyszy.
Po radzie Junior Starszy zapytał mnie: O czym było to szkolenie?
Ja: O ewaluacji.
Junior: A co to jest?
Ja: To jest to, co robimy od lat, tylko nie tworzymy do tego stosu dokumentów.

Ale najciekawsza z całego szkolenia była kwota, jaką prowadząca za te parę godzin zainkasowała. Ja na taką sumę pracuję (podkreślając błędy na czerwono, przygotowując i sprawdzając kartkówki oraz prace klasowe, stawiając rzędy jedynek) prawie pół miesiąca 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *