Czekałam na Godota

wypatrzone przy okazji

wypatrzone przy okazji

Wykorzystując jedyne wolne w tym tygodniu popołudnie pojechałam na plener. Znowu mieliśmy towarzyszyć przygotowaniom do biegu czynionych przez tzw. katorżników. Ustawiłam się w miejscu (Krucze Skały) wskazanym przez biegaczy i czekam. Komary za to nie czekają. Gryzą. Ja jednak nadal cierpliwie czekam. Po kolejnych 10 minutach niezmiennie czekam. Nagle coś kolorowego mignęło mi miedzy drzewami. To właśnie byli katorżnicy. Minęli mnie oniemiałą ich zjawiskowym migiem. Nie miałam nawet czasu włączyć aparatu a już została po nich aura tajemniczości i potu. Nic to – myślę sobie. Niedługo będą wracać – się pocieszam. Więc znowu czekam. Zmieniłam tylko nieco miejsce tegoż czekania. Komary też zmieniły. Lecą za mną. A ja jestem w bąblach jednym wielkim czekaniem. Czuję się jak Estragon albo Vladimir ze sztuki Becketta. I kiedy myślę, że Godot nie przyjdzie, nagle nadbiega, to znaczy nadbiegają. Włączam aparat, nastawiam przesłonę, naciskam migawkę i….dupa blada. Jakieś duchy, cienie i plamy mam na wyświetlaczu. Chyba nie wyszło – konstatuję i odjeżdżam do domu z przekonaniem, że jednak wolałabym, aby Godot nie przyszedł/przybiegł

Wciąż nie mogę polubić tych katorżników. To jakaś inna bajka. Po prostu nie moja szuflandia 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Czekałam na Godota

  1. knocik pisze:

    Spiryt to podstawa 😉

  2. knocik pisze:

    Przepraszam spryt miało być 😉

  3. IP pisze:

    spiryt też 🙂 w końcu to znaczy: duch 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *