Obiad z dzikami w tle

 Okolica od kuchni, czyli obiad z dzikami w tle

 Nie napiszę dziś nic o złotoryjskiej gastronomii. Wśród wielu powodów mojej decyzji jest i ten, że po recenzjach lokalnych jadłodajni, publikowanych w Echu, niedługo już nie będę miała gdzie spotkać się ze znajomymi na kawie bez obaw, że na zapleczu lokalu nie wisi moje zdjęcie a nad nim napis: Tych klientów nie obsługujemy! Jest też i inna przyczyna – „oczywista oczywistość” – wakacje służą podróżowaniu w bardziej lub mniej odlegle strony.

Dlatego dzisiaj, Drodzy Czytelnicy, zaproponuję Wam obiad w Kaczorowie. Jadąc w Rudawy Janowickie, tak zaplanujcie podróż, by kilka chwil spędzić w Podgórzance. Karczma znajduje się tuż przy drodze na Kamienną Górę. Lokal specjalizuje się w daniach mięsnych, staropolskich, a szczególnie w dziczyźnie. Nie trzeba nawet spoglądać do oryginalnie skonstruowanego menu, by się o tym przekonać. Wystarczy obejrzeć wystrój sali. Czas oczekiwania na potrawę pochłania kontemplacja poszczególnych ścian z myśliwskimi trofeami w roli głównej. Nie tylko skóry i łby dzika czy jelenie rogi dekorują lokal. Wiszą tam też ciekawe portrety sprzed lat, zabytkowe lampy, ale szczególną furorę robi dyplom z lat 70. XX wieku upamiętniający sukces pracowników Restauracji Podgórzanka w realizacji planu pięcioletniego J

W porze obiadowej polecam zupę – specjalność lokalu – której nazwa (zupa dnia) niewiele mówi, ale jej wartość kryje się w smaku. Nie są to flaczki, nie jest to zupa gulaszowa, ale coś pomiędzy. Nie wnikam, co sprawia ten smak. Efekt godny uwagi i na pewno sycący. Jeśli komuś mało, to powinien spróbować pieczonego łososia. Kilka dzwonków tej ryby, do niej frytki lub pieczone ziemniaki i zastaw surówek na pewno zaspokoi każdego głodomora. Łosoś jest aromatyczny, świetnie doprawiony, choć mógłby być bardziej soczysty. Frytki jak frytki, ziemniaki jak ziemniaki, ale za to surówki…! Amatorzy zieleniny nie będą czuć zawodu, bo rozmaitych warzyw w kolorze tęczy (marchewka, buraczki, rzodkiew, kapusta, pomidory, sałata…) serwuje się w karczmie monstrualną ilość. A warzywa są soczyste, świeże, chrupiące, niektóre z nich polane sosem na bazie octu winnego.

Po obiedzie czas na kawę. I tu niespodzianka. Kiedy zamawiałam ulubione cappuccino, kelnerka ze strapiona miną poinformowała mnie, że właśnie zepsuł się ekspres, ale jeśli chwilę poczekam, to szef przywiezie swój z domu. Nigdzie się nie spieszyłam i zdecydowałam się trwać w nadziei, że szef nie mieszka w Jeleniej Górze. Nie trwała to długo, kiedy właściciel wtaszczył do sali pożądany przez nas sprzęt. Cappuccino uratowane! Honor Podgórzanki też!

Plus dla obsługi, która ma głowę na karku i potrafi reagować w nietypowej sytuacji. To, zdaje się, świadczy o inteligencji. I szacunku dla klienta.

 

 

 

Iwona Pawłowska – degustator na szlaku

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *