Rok szkolny już na finiszu. Świadectwa prawie się drukują, arkusze wypełniają, dzienniki uzupełniają, uczniowie wagarują, czyli przedwakacyjna sielanka. Szkoła bez uczniów jest nawet znośna ;). Znam nauczyciela, który zwykł przychodzić co najmniej pół godziny przed pierwszym dzwonkiem, aby nasycać się pięknem pozbawionej maluchów (pracuje w podstawówce) placówki oświatowej :). Znam też takich, którzy po skończonych lekcjach siedzą jeszcze kilkadziesiąt minut w pokoju nauczycielskim przed wyjściem do domu, by odbyć tzw. dekompresję ;). Zbyt szybka zmiana atmosfery ze szkolnej na pozaszkolną grozi chorobą kesonową :).
Zdjęcia z Biegu Wulkanów sprawiają coraz więcej trudności. Nie tyle uciążliwe było ich pstrykanie, co przygotowanie do indeksowania. Wczoraj tkwiłam kilka godzin przed komputerem, odczytując numerki zawodników i zmieniając adekwatnie do tego nazwy plików, a dziś Mąż orzekł, że wczorajsze ustalenia są już nieaktualne. By go jasna cholera…Grunt to konsekwencja!!! I szacunek do pracy. Zamiast przyjemności uprawiania hobby (bo przecież nikt nam nie płacił za obsługę imprezy) mam teraz powód, by rzucać mięsem na lewo i prawo. Najlepiej wychodzi mi to w samochodzie, gdzie liczba słuchaczy jest ograniczona ;). I nikt mnie wtedy nie strofuje, że polonistce tak nie przystoi. A w ogóle to kto ustalił, że poloniści nie mogą kląć? Jeśli używają do tego słów rodzimych, to tylko utrwalają tradycję :). By duch w narodzie nie zginął.
Ja tam zakląc sobie lubię…
Tak, widzę czasem na “kolorowejbabie” 🙂
O.o