Incognito na Zlocie Czarownic

mała kobieta czarująca

mała kobieta czarująca

Ponad 30 stopniowy upał jest dobrym alibi na me lenistwo.  Już trzeci tydzień robię to, co lubię najbardziej, czyli nic. Książki czytam ewentualnie lub rowerem podążam po drogach okolicznych jak już słońce chyli się ku zachodowi. Wczoraj przejechałam kilka wsi, zrobiłam pętelkę: Nowa Wieś Złotoryjska – Łukaszów – Pyskowice – Brennik – Kozów, by u kresu swej peregrynacji zostać ukąszoną przez podłego owada, co mi krwi wiele wychłeptał i uczulenie zostawił. Niebezpieczne są takie wyprawy. Za to dziś rower zostawiłam w garażu i mechaniczną miotłą udałam się na Zlot Czarownic do Lubiechowej. Pojechałam tam incognito, by przypatrzeć się, jak inne wiedźmy czarują i ich patenty na własne podwórko zaimportować. Przekonałam się, że w rzucaniu uroków są perfekcyjne, bo uciszyły burzę, wstrzymały deszcz i impreza przy cichych pomrukach odległej nawałnicy mogła się odbyć bez przeszkód. Jeszcze dużo muszę się od nich uczyć. I na mnie urok rzuciły takie malutkie kilkuletnie wiedźmy, bom sie oprzeć nie mogła i sesje fotograficzne im czyniłam, dopóki karta w aparacie na to pozwalała. Będą w potrójnej roli: czarownicy, fotografa i dziennikarza teraz muszę się poświęcić tej trzeciej i  wszystko, co widziałam, ubrać w słowa, aby i czytelnicy Echa mogli się przekonać, jak bawią się ludzie na zapadłej wsi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *