Leje. I tym słowem można by załatwić cały wpis dzisiejszego dnia, ale aż tak ascetyczna w werbalizacji nie jestem. Wspomnę jeszcze, że rano lało bardziej, a teraz mniej. I jest chłodniej. Na to czekałam od kilku tygodni i dlatego poczułam dziś przybór mocy. Nie tylko skończyłam już wszystko, co miałam do Echa naskrobać, ale jeszcze odgruzowałam chałupę. I dwudaniowy obiad sprawiłam. Co więcej – nawet dwie różne zupy ugotowałam, bo jeden Junior lubi barszcz czerwony w uszkami a drugi preferuje barszcz biały z jajem. Tak w barwach narodowych uzupełniaj się obaj.
A już zupełnie odchodząc od tematu, to apeluję do życzliwych ludzi, którzy mogliby mnie odciążyć w opiece nad kotami rasy niezidentyfikowanej, przygarniając choć jedno dziecię puszczalskiej realizującej politykę prorodzinną kocicy o imieniu Norwid. Mam superatę w postaci 4 sztuk w kolorze szarości. Oczywiście wszystkie są słodkie oraz inteligentne i pewnie każdy z nich ma zadatki na championa ;). Chyba że geny matki są dominujące, to wtedy nic pewnego 🙂
Hmm jednego z kotków moge wypożyczyc na chwilke 😉
Mogę pożyczyć, ale potem zamykam drzwi 🙂
A jak mi sie spodoba jedna sztuka to juz po drugą nie przyjde ???;(
A, nie, możesz przyjść 🙂 Tylko nie pierz tych kotów 🙂