Nowy scenariusz

40

To, że z nudów można czytać, jest zrozumiałe samo przez się (przynajmniej dla mojej generacji), ale żeby pisać…? A miało być tak atrakcyjnie. Miałam fotografować kosiarzy w strojach konwencjonalnych w Muchowie na dorocznej imprezie… i w ogóle …Ale najpierw ksiądz  misjonarz z Kamerunu nie potrafił skończyć kazania (cholernie dygresyjny był ten czcigodny) i przyjechałam spóźniona do domu. Potem Mąż stwierdził, że skoro i tak się spóźniłam, to on jeszcze musi poskładać Echo do kupy, ale zaraz jedziemy. Kiedy minęło, w moim przekonaniu, to zaraz, było już za późno na jakichkolwiek kosiarzy w strojach konwencjonalnych. I dupa blada. Tak więc w konsekwencji siedzę jak ten samotny niedoszły fotograf rustykalnych klimatów i nudzę się. Oczywiście mogłabym prasować, szydełkować, tworzyć rozkłady materiału na nowy rok szkolny…Ale ja wolę bezkarnie oglądać po raz wtóry Dom nad rozlewiskiem, co nam go TV w ramach wakacyjnego odświeżania repertuaru lub misji serwuje. I tak sobie myślę, skąd wzięła się popularność książek i filmów, które pokazują, jak atrakcyjnie jest porzucić stare życie i zacząć wszystko do nowa. Najlepiej w wiejskim anturażu. Wczoraj przeglądałam ofertę wydawniczą pewnej firmy i czytałam sobie opisy nowości. Niemal wszystkie tzw. babskie książki zaczynają się od tego, że zdradzona lub porzucona (jedno z drugim się wiąże) ewentualnie zapracowana i samotna (to chyba też synonimy) nagle rzuca wszystko (jak ma, to męża) w kąt, kupuje (za co?) stary dom na zapadłej wsi (są jeszcze takie?), gdzie zaczyna wreszcie doceniać urok i sens istnienia. Wśród ryczących krów, beczących kóz, chrumkających świń, galopujących koni i kołyszących się traw spotyka życzliwych sąsiadów oraz miłość po grób. Ten, co ma miłość zapewnić, musi być oczywiście przystojny, silny, twardy i czuły, zaradny i bezradny jednocześnie, a na pewno powinien stanowić przeciwieństwo tego ostatniego drania (któremu teraz kochanka właśnie rogi przyprawia). A nowo narodzona kobieta, odnajdując się w wiejskiej rzeczywistości, rozwija swoje niewieście zdolności i gotuje, piecze, smaży, dusi, pekluje, wekuje, suszy i zamraża….Karmi gości, których nigdy nie brakuje i którzy, jak Bóg w dom…  Poza tym bohaterka oddaje się nie tylko pichceniu oraz swemu facetowi, ale również budowaniu gospodarstwa agroturystycznego albo robieniu dekupaży, co oczywiście w rezultacie przynosi spory dochód. W związku z powyższym wszyscy żyją długo, bogato i szczęśliwie :). Amen.

Ale czy naprawdę wszystko trzeba zmienić, żeby poczuć się szczęśliwą? Może wystarczy tylko mała korekta ;). Bo przecież może się zdarzyć, że ta wieś, na którą uciekamy, to siedlisko patologii i elementu z popegeerowskich blokowisk, nowy dom to poniemiecka chałupa z grzybem i zadłużoną hipoteką (o czym nie poinformował nas poprzedni właściciel), a facet, którego los postawił na naszej drodze, to oszust matrymonialny lub niewyleczony alkoholik o sadystycznych skłonnościach. Na dodatek weki się nie udają, w ciastach wychodzi zakalec, pieczeń wciąż się przypala, a dekupaże w ogóle się nie sprzedają O tym jeszcze nie czytałam 🙂 Ale czy chciałabym???

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Nowy scenariusz

  1. Ola. F. pisze:

    ja tam kocham Nowy Kościół. Wolę moją wioskę od Wrocławia. Nawet z ‘popegeerowskimi’ elementami 😀

  2. IP pisze:

    :), ja swoją też 🙂 A W Nowym K. faktycznie tego elementu na pęczki 🙂

Skomentuj Ola. F. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *