Kobieta w drodze

DSC_6226 

Dorota jest filigranową blondynką. Nosi twarzowe okulary, a długie włosy wiąże w imponujący kucyk. Kiedy mówi, starannie dobiera słowa. A kiedy opowiada o swojej pasji, mówi całą sobą. Dorota Jeżewska-Głąb jest kierowcą. Pracuje w firmie transportowej i jeździ DAFem. Podróżuje po całej Europie, prowadząc czterdziestoczterotonowego kolosa.

*

Zawsze interesowały ją samochody. Niekoniecznie marzyła o tym, by pracować jako kierowca, ale wiedziała jedno: auta to jej pasja. Jako dziecko często towarzyszyła ojcu w podróżach służbowych, kiedy ten jeździł po Polsce, zaopatrując swój sklep. Wtedy zwracała uwagę na znaki drogowe, sygnalizacje świetlne, marki samochodów. Kiedy z rodzicami jeździła autobusem,  zawsze chciała stać z przodu przy kierowcy i obserwowała jego pracę. Aż dziwne, że to nie jej starsi bracia, ale ona połknęła motoryzacyjnego bakcyla. Lubiła przypatrywać się kolegom, kiedy ci naprawiali auta czy rozbierali silniki na czynniki pierwsze. Była z siebie niezmiernie dumna, kiedy samodzielnie udało jej się z powrotem taki silnik (od volkswagena) złożyć. Częściej przebywała w zimnych warsztatach niż w miejscach, w których nastolatki spędzają wolny czas. Nie przeszkadzało jej, że jest sina z zimna i brudna od smaru.

Kiedy Dorota kończyła liceum ekonomiczne, nie wiedziała jeszcze, że pasja motoryzacyjna przerodzi się w jej zawód. Co prawda kierunek studiów, jaki wybrała – mechanika – był związany z samochodami, ale raczej teoretycznie niż praktycznie. Uczyła się o silnikach, budowie maszyn. Bardzo jej się podobało. Sytuacja rodzinna i ekonomiczna sprawiła, że Dorocie nie dane było ukończyć studiów. Sytuacja ekonomiczna w kraju, brak pracy i środków na opłacenie nauki, sprawiły, że musiała ją przerwać. Tym bardziej, że w głowie ciągle miała słowa taty: musisz twardo stąpać po ziemi. Wtedy postanowiła wyjechać na Zachód. To był czas, kiedy młodzi ludzie masowo opuszczali Polskę, udając się na emigrację zarobkową. I ona pożyczonym od ojca maluszkiem dołączyła do tego grona, jadąc do Holandii. Na miejscu okazało się, że o pracę wcale nie jest tak łatwo. Rozczarowana chodziła od jednego do drugiego pracodawcy, ale czarę goryczy przepełnił moment, kiedy została okradziona. Wybito szybę w jej samochodzie i zabrano wszystko, co miała. Nawet ubranie. Tylko dokumenty ocalały, bo miała je przy sobie. Zrobili to rodacy. Wtedy popłakała się jak małe dziecko i postanowiła, że jeśli jeszcze dziś nie znajdzie pracy, wraca, Pewnie Bóg tak chce. I wróciła. Na chwilę. Zaraz po tej holenderskiej przygodzie pojechała z narzeczonym do Niemiec. Tam poznała sympatyczną Niemkę, dzięki której nauczyła się języka. W dzień pomagała narzeczonemu, wieczorami szukała w słowniku zapamiętanych słów i uczyła się ich znaczeń. Dorota ma taką naturę, że jeśli czegoś nie potrafi, musi się tego nauczyć. Nauka nie poszła na marne. Przydaje się szczególnie teraz, kiedy podróżuje po Europie. Znajomość języków obcych dodaje jej pewności siebie.

Po powrocie zza granicy Dorota zastanawiała się, co dalej mogłaby robić w życiu. Miała wprawdzie wykształcenie ekonomiczne, ale nie myślała o pracy w tym zawodzie. Postawiła na pasję i ona stała się jej celem.

*

W lutym minął rok, od kiedy zaczęła pracę jako kierowca TIRa. Najpierw jeździła w Rico, ale po miesiącu jej pracy firma upadła. Wtedy zatrudniła się w legnickim Brevisie.

Przyznaje, że początki nie były łatwe.

Mąż nie chciał, by Dorota jeździła TIRem. Na początku myślała, że to przejaw męskiej ambicji. Jak to, żona może wykonywać bardziej męski zawód niż mąż! Ale nie wszystko było takie oczywiste. Mąż po prostu bał się o nią jako kobietę, która pracuje w typowo męskim środowisku. Dorota go rozumie, ale nie mogła zrezygnować z dążenia do celu i poświęcić się tylko dlatego, że zmieniła stan cywilny. Poza tym jeszcze przed ślubem uprzedzała narzeczonego: nie zrezygnuję z jeżdżenia. Nie wyobraża sobie siedzenia za biurkiem dzień za dniem. Owszem, gdyby nie było innej możliwości, pewnie  wykonywałaby i taką pracę. Ale kiedy jeździ, czuje się spełniona, bo robi to, co lubi.

 

Zanim zaczęła pracę w Rico, przeszła tak zwane szkolenie ADR. Nie wystarczyło pracodawcy, że kandydatka na kierowcę ma prawo jazdy kategorii C i E. Dorota z wdzięcznością jednak myśli o możliwości, jaką zaoferowali jej pracodawcy. Tam nauczyła się naprawdę wiele i zdobyła certyfikat Akademii Transportu. Miała zresztą dużą motywację, a było nią spełnienie zawodowego marzenia i zostanie kierowcą profesjonalnym. Uważa, że korzyści tego kursu przewyższyły jego niebagatelny koszt. Nauczono ją, jak traktować poszczególne rodzaje ładunków, jak je spinać, czyli zabezpieczać, nie zabrakło też informacji o biurokratycznym aspekcie pracy kierowcy. Wypełniane dokumentów szło jej sprawnie. Nie popełniała żadnych błędów. Tu przydała się edukacja ekonomiczna wyniesiona ze szkoły.

*

Zaczynając pracę jako kierowca TIRa, nie wiedziała dokładnie, jak to wszystko wygląda. Nie miała pojęcia, że to jest taka ciężka praca. Warunki, w jakich się żyje i pracuje, pozostawiają wiele do życzenia. Kobieta potrzebuje się umyć, uczesać, zrobić makijaż. Nie wszędzie da się to zrobić, ponieważ warunki firmy nie są do tego przystosowane. Jeżeli już są prysznice, to na ogół bez zamknięcia i to w męskich szatniach. Mężczyznom jest łatwiej. Oni nie przywiązują szczególnej wagi do wyglądu. Poranna czy wieczorna toaleta zajmuje im mniej czasu, a i umyć mogą się byle gdzie. Z kobietami jest inaczej. Dorota często jest zmuszona w takich sytuacjach korzystać z toalet na stacjach benzynowych. Bywa, że nie ma czasu zjeść, bo czas pracy kierowcy jest, jak mówi, chory. Przepisy ściśle regulują, ile godzin kierowca może jechać, a kiedy stanąć na parkingu. Kiedy zbliża się limit czasu jazdy, kierowca musi zaplanować miejsce postoju. Nie wszystko da się tak precyzyjnie przewidzieć, a i przecież parking nie wyrasta za każdym drzewem – śmieje się Dorota. Nie daj Boże pojawi się jeszcze korek lub inne utrudnienia, które spowalniają jazdę. Stres potęguje wizja kontroli drogowej w sytuacji przekroczenia limitu czasu jazdy. Inspektorzy czy policjanci są bezwzględni. Bywa, że kierowca płaci karę w wysokości 2 tysięcy złotych. W takiej sytuacji może się okazać, że cały zarobek  lub znaczna jego część pójdzie na zapłacenie mandatu, którego pracodawca raczej nie pokryje. Wtedy człowieka zalewa krew. Cały miesiąc w drodze, poza domem i to jeszcze za darmo. Jazda i postój z zegarkiem w ręku sprawiają, że kierowcy wolą zrezygnować z posiłków niż pozwolić sobie na opóźnienie. Nic więc dziwnego, że czas jest towarem deficytowym i raczej wrogiem niż sprzymierzeńcem. Jak do tej pory nie miałam żadnych przekroczeń limitu czasu, ale jest to efekt ciężkiej pracy i walki z minutami, a nawet biurokracją w urzędach celnych i niekompetencją niektórych ich pracowników – zwierza się Dorota

*

W wolnych chwilach Dorota ćwiczy przy muzyce. Wykonuje ćwiczenia siłowe, bo mimo niepozornej postury, dziewczyna musi mieć moc, by łańcuchami spinać ładunki. Robi to zawsze z dużą troską o bezpieczeństwo, gdyż wyobraża sobie, co by się stało, gdyby wieziony towar spadł z samochodu. Wie, że inni kierowcy niekoniecznie mają taką wyobraźnię. Spinają towar pasami na supły, byle się to jakoś trzymało. Dorota mówi, że nie zaryzykowałaby takiej fuszerki. Wiem, czym to grozi. Wystarczy wyobrazić sobie 24 tony blachy rozpędzone do 90 km/h lub nawet tylko 40 km/h. Wiadomo, co się może stać, kiedy taki ładunek przemieści się na zakręcie i wypadnie na inne samochody oraz ich pasażerów.

Brak odpowiedzialności wśród kierowców widać czasem i na parkingach. Dorota z niedowierzaniem obserwowała swoich kolegów po fachu, którzy raczyli się piwem lub czymś mocniejszym, choć za moment mieli ruszać w dalszą trasę. Chwilę pospali i jechali. Na szczęście nie jest to norma czy reguła. Większość rozumie sens swojej pracy i ma poczucie odpowiedzialności. Poza tym jest jeszcze policja.

*

Najbardziej skrupulatni policjanci czy celnicy są w Szwajcarii. Zimni tak jak cała Szwajcaria. Jednak Dorota lubi tam jeździć. Podobnie jak do Austrii, szczególnie w Alpy. Pewnie ze względu na ciekawe trasy. Co to są ciekawe trasy? To takie, które wymagają dużego skupienia i umiejętności w pokonywaniu trudnych podjazdów po wąskich, krętych drogach i licznych zakrętach. Dorota, chcąc się jak najwięcej nauczyć, traktowała Szwajcarię czy Austrię jak poligon doświadczalny. Pokonując tamtejsze drogi, miała okazję wprawiać się we właściwym, efektywnym zmienianiu biegów

 W ciężarowym aucie (takim, jakim jeździ Dorota) jest osiem biegów i półbiegi. Jak nie dobierze się właściwie przełożenia, to może się zdarzyć, przy ostrych podjazdach, że samochód stanie na środku wzniesienia, albo, przy zjeżdżaniu na długim odcinku, spali się hamulce. Trzeba wszystko błyskawicznie przeliczyć: jaką się ma prędkość, jak strome jest wzniesienie, ile ton waży ładunek, a wtedy przy odpowiednim biegu i właściwej kalkulacji, można podjechać nawet pod oblodzoną górkę lub zjechać z niej bez strat w hamulcach. Tylko trzeba myśleć. Rutyna i nadmierna pewność siebie mogą raczej zaszkodzić kierowcy.

*

Jak ją traktują mężczyźni? Z dużą rezerwą. Szczególnie odczuła to na początku, kiedy szukała pracy. Wtedy poznała smak upokorzenia, gdy nie patrząc na jej CV i inne dokumenty, pracodawcy lub ich urzędnicy odpowiadali: zadzwonimy do pani później. Oczywiście nawet nie brali od niej numeru telefonu. Nie chcieli dać jej szansy. Niektórzy traktowali jej podanie w kategoriach dowcipu. Mówili: jak pani zmieni koło? Jak pani będzie kręcić kierownicą? Pani jest za drobna, nie poradzi sobie. Dorota nie dawała za wygraną. Siedziała godzinami w urzędzie pracy, szukając ofert. Aż znalazła Rico.

A teraz? Zdarza się, że jej urok osobisty jest atutem. Nawet raz go wykorzystała. Na autostradzie w Niemczech wyprzedzała w miejscu zakazu. Za chwilę obok jej auta pojawiły się cztery radiowozy. Nie było żartów. Ale Dorota nie straciła rezonu, szczególnie kiedy zobaczyła minę policjantów na jej widok. Nie spodziewali się kobiety i to jeszcze tak drobnej. Atmosfera się rozluźniła i wszystko skończyło się pouczeniem o konieczności przestrzegania przepisów.

Czasami się boi. Kiedy spędza noc na parkingach, spina pasami drzwi kabiny i śpi czujnie. Zresztą trudno to nazwać snem. Zawsze pod ręką ma ciężkie narzędzie, którego nie zawahałaby się użyć, gdyby ktoś chciał jej zrobić krzywdę. Kiedyś przeżyła chwilę grozy. Obudził ją hałas obok samochodu. Ktoś chciał ukraść jej ładunek bądź paliwo. Pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, to natychmiast zapalić silnik i uciekać. Tak zrobiła, mimo, że przekroczyła w tym momencie limit czasu na tachografie. Nawet nie oglądała się za siebie.

Bycie kobietą za kierownicą TIRa, rodzi często zabawne lub absurdalne sytuacje. Kiedyś przyjechała do pewnej firmy pod Bolesławcem, by zabrać stamtąd ładunek. Na bramie została zatrzymana, ponieważ kobietom nie wolno wjeżdżać na teren zakładu. Przepis o tyle bzdurny co niezasadny. Dużo czasu upłynęło, zanim ochrona zrozumiała, że jeśli jej nie wpuści, to nikt inny tym samochodem nie wjedzie i nie odbierze towaru.

Rozbawiła ją sytuacja w Niemczech. Były święta wielkanocne i sypał śnieg jak w Boże Narodzenie. Strome podjazdy napawały ją lękiem, bo wydawało się, że auto za chwilę się złamie.  Kiedy dotarła szczęśliwie do firmy, z której miała zabrać załadunek, i weszła do biura, rozmawiający ze sobą mężczyźni spojrzeli na nią i spytali: Zgubiłaś się, dziecko? Szukasz rodziców? Nie, jestem kierowca samochodu, na który czekacie – odpowiedziała ze śmiechem Dorota.

*

        Mimo że podróżuje po całej Europie, nie ma czasu i okazji zwiedzać tych miejsc, w których bywa. Ogląda wszystko zza szyby. Miałam okazję zobaczyć Wilno, Wiedeń, ale najpiękniejsze są małe górskie miasteczka w Niemczech bądź Austrii – mówi Dorota.. Najmniej podobała się jej Anglia. To nieprawda, że Polska jest śmietnikiem Europy, Anglia nas deklasuje – twierdzi. Przygnębiające wrażenie sprawiają grube kraty w oknach domów. Zbieranina różnych narodowości to mieszanka wybuchowa. Często dochodzi tam do konfliktów, napadów. Wyprawa na Wyspy była dla niej dużym przeżyciem z uwagi na ruch lewostronny. Była podekscytowana podczas pokonywania pierwszego ronda. Dziwnie się wjeżdża z lewej strony. Poza tym nie widać tych małych, osobowych aut. Na początku szło jej nieporadnie, ale że ronda w Anglii to taka tradycja jak herbata o piątej po południu, Dorota doszła do wprawy. Cieszy się, że dane jej było zdobyć to nowe doświadczenie i bezpiecznie wrócić do domu. Nie przepada też za Francją. Tam kradną towar z naczep. Oczywiście nie jest to reguła, ale trzeba uważać.

Szwajcaria jest piękna, ale mroczna. Słońce wychodzi na krótko i to jest przygnębiające, szczególnie dla takiego niskociśnieniowca, jakim jest Dorota. Ale góry mają zachwycające. Najbardziej czystym krajem są Niemcy. Dorota lubi tam jeździć, bo uważa, że po zachodniej stronie Odry ludzie są (wbrew obiegowej opinii) sympatyczni i profesjonalni w tym, co robią. Imponują jej niemieckie drogi. Szerokie, dobrze oznakowane i rewelacyjnie utrzymane. Austria też jest ładna, ale sami Austriacy jacyś sztywni, surowi. Z Belgii i Holandii zapamiętała wąskie, ciasne drogi. A w Polsce? Oznakowania są straszne, szczególnie na Śląsku. Jedna miejscowość się kończy, zaczyna druga, potem znowu poprzednia zaczyna. Istna kołomyja!

        Owszem, Dorota stosuje nawigację satelitarną, ale wiadomo, że nie można bezgranicznie ufać GPS-owi. O tym przekonali się pechowi kierowcy nie raz. Sami się z siebie śmieją, kiedy okazuje się, że kierując się radami płynącymi z satelity, zamiast skracać sobie drogę, pakują się w zupełnie nieprzejezdne rejony. Ona wspomaga się dodatkowo mapami. Dorocie nawigacja przydaje się do obliczenia czasu przejazdu i zaplanowania postoju. Tu GPS jest nieoceniony.

*

Wiele osób zazdrości kierowcom zarobków. Faktem jest, że mogą dostać na rękę 6 tysięcy, ale bywa, ze jeżdżą za 700 złotych. Nie ma ich w domu, kiedy dorastają dzieci, święta spędzają w trasie, doskwiera im samotność. Za towarzysza podróży mają radio. Ale jak długo można słuchać muzyki. Na dłuższych dystansach to jest nużące. Czasem pogadają przez CB. Choć Dorota mówi, że też momentami ma dość głupich tekstów i inwektyw. Jedzą to, co oferują parkingowe bary albo, jak mają, zapasy w słoikach, zabrane z domu. Najgorsze jest, kiedy dopada ich niedyspozycja czy choroba, tak jak kiedyś Dorotę. Brała ją angina, gardło bolało niemiłosiernie, nie mogła przełknąć ani kęsa, ledwie piła soki. Gorączka rosła, mięśnie bolały a tu jeszcze trzeba było rozładować towar i wrócić do bazy. Na szczęście to było w Polsce, czyli prawie w domu.

*

Bilans zysków i strat? Nauczyła się wiele, zdobyła doświadczenie. Maksymalnie wykorzystała te kilkanaście miesięcy w drodze. Jeździła non stop. Kiedy jeszcze rok temu szukała pracy, nie umiała się nazwać kierowcą. Teraz nie ma z tym problemów. Dziwi Dorotę, że inni kierowcy proszą ją czasem o pomoc w wykonaniu manewrów albo potrafią stać i patrzeć, jak ona cofa pod rampę, a potem przychodzą, by z szacunkiem uścisnąć jej dłoń. To znaczy, że nie jest zła w swoim fachu. Mogę rozmawiać z innymi ludźmi o swoich umiejętnościach, swojej pasji i czuć się z tym profesjonalnie. Każdy z nas potrzebuje czuć, że w jakiejś dziedzinie jest dobry. Jesteśmy wtedy doceniani i szanowani przez innych, a więc szczęśliwi. Dlatego ważne jest dla mnie, że mogłam spełnić swoje zawodowe marzenia. Wiem, że stało się to dzięki odwadze, by walczyć z przeciwnościami losu – mówi Dorota. Ale bardzo ważne jest, by nie zatracić się całkowicie w swoich marzeniach i zachować trzeźwą ocenę sytuacji – dodaje.

 

A co dalej? Dorota chciałaby być częściej w domu i spać spokojnie, nie martwiąc się o dostarczenie ładunku na czas. Ale nie chce rezygnować z jeżdżenia. Ma jednak nadzieję, że znajdzie zatrudnienie w firmie, w której kierowcy jeżdżą na tzw. lince. Polega to na przewożeniu ładunku na stałej trasie, np. Polska – Niemcy, Niemcy – Polska w  konkretnie określone dni tygodnia. Weekendy są wolne. I święta też. Taka forma zatrudnienia byłaby dla Doroty optymalna i o niej teraz myśli. Wie jednak, że praca na obecnych warunkach kiedyś musi się skończyć. Zrozumiała to przez ostatni rok, kiedy odczuła brak bliskich: męża, rodziców. Nie jest żadną feministką. Kiedyś pewnie zdecydują się z mężem powiększyć rodzinę a w końcu to kobieta (jak na razie) i rodzi i wychowuje dziecko. Dorota ma świadomość, że trzeba twardo stąpać po ziemi.

                                                                

                                                                            Iwona Pawłowska

Ten wpis został opublikowany w kategorii Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *