Dom z historią w tle

DPP_0760

 

Dom

DPP_038

 

Budynek, w którym mieści się Rancho pod Strusiem ma 200 lat. W stylowym, rustykalnym wnętrzu wzrok przyciąga oryginalny kominek, nad którym widnieje data 1807. Właściciele Ewa Wolak i Jacek Barciszewski dbają o odtworzenie, a właściwie zachowanie klimatu sprzed wieków. Pomaga im w tym sam dom, w którym atmosferę tworzą piękne krzyżowe sklepienia, liczne kolumienki, kominki. Gospodarstwo, w którym teraz mieszkają, kupili w 1999 roku. Mieli dość miasta. Porzucili domek z ogrodem i przenieśli się do oddalonego od głównych szlaków Wojcieszyna. Wśród ich znajomych stanowili jedną z wielu par, która wybrała drogę pod prąd, czyli życie z dala od miasta. Początkowo myśleli o tym, by gospodarstwo na wsi było dla nich weekendową odskocznią od legnickiego gwaru. Stało się inaczej. Dom oznaczony numerem 80 zobaczyli jako pierwszy, i choć szukali dalej, wrócili tu, bo nie znaleźli bardziej urokliwego miejsca. Zabudowania gospodarcze w stylu folwarcznym, przepływająca nieopodal młynówka i rozległe tereny przy domu przemówiły do nich najsilniej. Niewiele znaczył fakt, że dom wymagał potężnego remontu. Kupili go bez dłuższego namysłu od dwóch starszych sióstr.

Po pewnym czasie zrodziła się myśl, by uczynić z tego miejsca gospodarstwo agroturystyczne. Słowo stało się ciałem i obecnie mieści się tu sześć pokoi, które właściciele zamierzają jeszcze modernizować, aby mogły spełniać wymogi przyzwyczajonych do luksusów gości. Ludzie, którzy przyjeżdżają na wieś, jednak chcą mieć wciąż miejskie warunki mieszkaniowe. Dla p. Ewy i p. Jacka liczy się to, aby goście mogli spojrzeć na wieś ich oczami i zachwycić się widokami, docenić towarzystwo zwierząt, skosztować typowo wiejskiego jadła. I to im mogą zaoferować. Gospodarze marzą, by goście przyjeżdżali tu na dłużej i powracali w kolejnym sezonie. Oni już wiedzą, jakie atrakcje można zapewnić przyjezdnym.

 

Zwierzyniec

 

Wizytówką Rancha pod Strusiem są oczywiście zwierzęta. Ani pani Ewa ani p. Jacek nie mieli wcześniej doświadczeń w hodowli, jeśli nie liczyć kotów czy psów. A zaczęli z rozmachem. Postawili na strusie. Mieli świadomość, że to będzie atrakcja w okolicy. Kupili pięć miesięcznych piskląt. Wyglądały dziwacznie: kury na długich nogach, długie szyje, głowa jak u małego krokodyla, a zamiast piór, rurki, które wyglądały jak kolce – wspomina p. Ewa. Hodowla strusi okazała się nie lada problemem. Gospodarze musieli przyzwyczajać się do ekscentrycznych zachowań ptaków, min. klaustrofobii czy nieuzasadnionej agresji. Kiedy już pokonali ten problem, strusie zaczęły zdychać. Dzisiaj został jeden. Nazwa rancha ma zatem wciąż swoje uzasadnienie.

Oprócz strusi pojawiły się też konie. Myśleliśmy o ośrodku jeździeckim, takim z prawdziwego zdarzenia, z nauką jazdy konnej, wyjazdami w teren – wspomina p. Jacek. Kupili klacz w Jaroszowce. Sophia urodziła im trójkę źrebaków. Dokupili jeszcze jednego konia. Niestety, ośrodek jest ciągle tylko w planach. To, że są konie, jeszcze nic nie znaczy. Nie mamy instruktora, który zająłby się nauką. Wielu z nich wyjechało na Zachód, gdzie oferuje się im większe pieniądze. Nawet zgłaszaliśmy się do technikum rolniczego w Chojnowie, aby przyjąć uczniów na praktyki, ale nie mamy jeszcze odzewu – opowiadają gospodarze. Końmi zajmuje się teraz zatrudniony w tym celu pracownik. Jednak jego obowiązki ograniczają się tylko do pielęgnacji zwierząt.

 

Ludzie

 

Właściciele Rancha są już zadomowieni w Wojcieszynie. Zostali zaakceptowani przez mieszkańców wsi. Podczas niedawno zorganizowanego przez nich jubileuszu 200 – lecia domu uroczystość uświetnił zespół folklorystyczny z Wojcieszyna, wśród gości było wielu mieszkańców wioski. Gdyby nas nie lubili, na pewno spędziliby te kilka godzin w inny sposób – tłumaczy p. Ewa. Może na początku dziwiono się, że ludzie z miasta zakładają tu agroturystykę, tym bardziej, że w okolicy takich gospodarstw jest naprawdę niewiele. Najbliższe – w Proboszczowie. Gospodarze Rancha mają nadzieję, że gdy ich dom zacznie przynosić zyski, znajdzie się w nim miejsce do pracy dla kilku osób ze wsi. Na razie borykają się z trudnościami finansowymi, które spowalniają rozruch gospodarstwa i doprowadzenie jego stanu do wymarzonej formuły. Nie mogą liczyć na wsparcie gminy, gdyż ta jest biedna, dotacje z innych źródeł też niełatwo pozyskać. Nie poddają się. Każde z nich ma swoje źródło dochodu. Zarobione pieniądze inwestują w dwustuletni dom, który sami nazywają studnią bez dna. Ale z entuzjazmem mówią o swoich planach.  Nie można im odmówić zdolności organizacyjnych ani daru do wyszukiwania i przyciągania do siebie interesujących ludzi. Podczas grudniowej imprezy jubileuszowej wszystkich zachwycił występ znajomego p. Ewy z ławy szkolnej – p. Romana Hawrana. Ukraińskie i łemkowskie pieśni w jego wykonaniu poruszyły gości nie mniej niż wiszące na ścianach sali kominkowej akwarele innego przyjaciela domu, weterynarza ze Lwówka Śląskiego – Jerzego Borowca.

 Pani Ewa i pan Jacek w Sylwestra zorganizowali zabawę dla 30 osób. Nie musieli dawać ogłoszeń o zabawie, goście znaleźli się bez problemu. Atutem był smaczny i wykwintny poczęstunek oraz mały prezent dla uczestników zabawy, a artystycznym akcentem zabawy – baśniowa dekoracja sali wykonana przez malarkę Lidię Malicką. Za niewielkie pieniądze można było bawić się nie gorzej niż w renomowanych lokalach. Gospodarze nie mają więc pod tym względem kompleksów przed swoimi światowymi znajomymi.

 

Plany

 

 

Właściciele Rancha nie wyobrażają sobie funkcjonowania gospodarstwa bez zatrudnienia kilku osób. Tu liczą na dotację z programu Rozwój mikroprzedsiębiorstw na wsi. Aby pozyskać pieniądze na modernizację domu, muszą zabiegać o gości. Chcą nawiązać współpracę z biurami podróży, aby przyjmować grupy zorganizowane. Myślą też o poszerzeniu bazy noclegowej. Na szczęście mają tyle terenu do zagospodarowania, że w przyszłości bez problemu nocleg znajdzie tu kilkadziesiąt osób. Oczyma wyobraźni widzą centrum konferencyjno – rekreacyjne. Może spa? Chcą też wprowadzać nietypowe rozrywki dla gości. Pani Ewa z wypiekami na twarzy mówi o swoim hobby – szyciu butów. Uważa, że nauka tego zajęcia byłaby atrakcyjna dla przyjezdnych Maszyny już stoją gotowe. W planach jest też warsztat garncarski dla gości czy szwalnia z zabytkowymi, nożnymi  maszynami.

Warunkiem istnienia gospodarstwa agroturystycznego jest skuteczna promocja. Gospodarze oparli ją na historii domu. Dwa wieki istnienia w końcu do czegoś zobowiązują. Dzięki współpracy z TMZZ możliwe stało się zorganizowanie hucznego jubileuszu, podczas którego historyk Roman Gorzkowski wygłosił prelekcję o dziejach Wojcieszyna, p. Alfred Michler opowiedział o żyjących w XVI wieku w okolicy szwenkfeldystach, a Krzysztof Sikora przybliżył historię leżącego nieopodal zamku Grodziec. Spotkanie przyniosło oczekiwany efekt. Niektórzy z zaproszonych na jubileusz gości, po raz pierwszy, i pewnie nie ostatni, przekroczyli progi zabytkowego domu.

 I w ten sposób historia otwiera przed właścicielami tego domu przyszłość. Miejmy nadzieję – równie interesującą, jak przeszłość

 

Kozy i sery

 

W gospodarstwie znajduje się ok. 60 kóz. Pani Ewa z mleka koziego produkuje wspaniałe sery. Do receptury dochodziła sama przez kilka lat, czytając fachowe artykuły, ale też podpytując znajomych serowarów czy eksperymentując we własnej kuchni. Największą trudnością było zdobycie podpuszczki. Firmy, które ją produkują, sprzedają w hurtowych ilościach (100 litrów), a na użytek gospodarstwa potrzebne są niewielkie ilości tego składnika (na 10 litrów 1 cm sześcienny składnika). Z 10 litrów mleka można uzyskać kilogram sera. W sezonie pod Strusiem produkuje się mozzarellę lub sery o smaku czosnkowym, ziołowym. Po wyprodukowaniu można je przechowywać kilka miesięcy, najlepiej w czystej, suchej piwnicy lub lodówce. Przyznaję, że smak tych serów godny jest podniebienia smakosza.

Gospodarze chcą zwiększyć liczbę stada i nastawić się na profesjonalną produkcję serów. Myślą, aby przyłączyć się do tzw. szlaku miodowo–winnego i sprzedawać swój produkt podczas imprez regionalnych.

Jarmarki

 

Pomysłem na promocję i sprzedaż sera mają być wymyślone przez właścicieli Rancha jarmarki. Najlepiej w formule tematycznej. Pierwszy z nich odbyłby się z okazji Dnia Dziecka. Gospodarze chcą zaprosić innych producentów z okolicy, a ta bogata jest w zapaleńców wytwarzających tzw. produkty regionalne. W najbliższych planach jest już impreza „interdyscyplinarna”, na której goście mogliby kupić nie tylko sery, ale też miód, wyroby z wosku, ceramikę, haftowane serwetki. Przy okazji uczestnicy zabawy mogliby nacieszyć oko obrazami miejscowych artystów i wspomóc ich przy tym finansowo. Projekt obejmuje również zaangażowanie dziecięcych i młodzieżowych grup teatralnych, których występy byłyby formą promocji zespołów i niewątpliwą atrakcją dla innych gości.

Pani Ewa uważa, że to właśnie młodych ludzi trzeba angażować w działania kulturalne. Dając dzieciom i młodzieży zajęcie, proponując alternatywne formy spędzania wolnego czasu, można z nich wydobyć to, co najlepsze. Dlatego też wpadła na pomysł, by zorganizować u siebie warsztaty plastyczne (malowanie, lepienie z gliny). Wójt już zapewnił ją, że przekaże środki na sfinansowanie pracy malarki ze Złotoryi, która poprowadziłaby zajęcia z dziećmi. Swoistym preludium do tego przedsięwzięcia był konkurs plastyczny dla uczniów szkoły podstawowej i gimnazjum w Pielgrzymce zorganizowany i w części sfinansowany przez p. Ewę. Efekt tego artystycznego współzawodnictwa – prace przedstawiające choinkę marzeń – wiszą teraz w  holu Rancha pod Strusiem. Autorzy nagrodzonych malunków, wyklejanek, kompozycji tuż przed świętami otrzymali z rąk wójta i p. Ewy interesujące nagrody.

 

*

Zastanawia mnie, czy ci, którzy uciekli przed miastem i jego atrakcjami, nie żałują swojego wyboru. Odpowiedź p. Ewy jest zdecydowana: Kiedy muszę jechać do Legnicy, tak planuję trasę swojej podróży, by jak najkrócej przebywać w mieście.

 

 

Iwona Pawłowska

Ten wpis został opublikowany w kategorii Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *