Dzwoni do mnie Junior Starszy z Wrocławia i pyta: Mamo, czy ja kupiłem żółty ser? Bo wziąłem paluszki rybne, chleb,…..(i tu następuje wyliczanka produktów, które drogą zakupu nabył mój syn w Biedronce) i zapłaciłem 27 złotych. To powiedz mi, czy ja kupiłem żółty ser? Bo go nie przyniosłem do domu. Ja wiem, że każda matka jest dla dziecka autorytetem i wyrocznią, ale to kiedyś się kończy. Mniej więcej w wieku wczesnoszkolnym. Ale mój syn wciąż chyba myśli, że mam zdolności nadprzyrodzone i potrafię, np. z odległości 100 kilometrów przeniknąć zawartość jego koszyka w Biedronce :). Nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć?
Na pewno cieszę się z dnia wolnego, które MEN wszystkim nam, nierobom – nauczycielom zagwarantowało. Gdyby jeszcze szefostwo u samej góry postarało się o ładniejsza aurę, więcej słońca, wyższą temperaturę na ten dzień, to wykorzystałabym darowany czas na włóczęgę z aparatem i miałabym pretekst, by nie siedzieć przed komputerem w celu mozolnego pisania artykułów do Echa. Choć zawsze jeszcze można wymyślić wielkie sprzątanie. To jest idea!
P.S
A może pojadę na zakupy? Wszak dostałam na swe święto nagrodę 🙂 Robienie za Siłaczkę czasem się jednak opłaca 🙂
Muszę sprostować: nie były to zakupy z Biedronki, tylko z Eko 😉
O, no tym bardziej, skąd ja mam wiedzieć, ile kosztuje ser w Eko?
Ser z Eko ??? Czy ktoś widział ekologiczny ser ?? Z biedronki da sie zrobić juz wszystko nawet znicze 😉