Kolory i ich brak oraz inne a propos

 

Po niedzielnym plenerze mam dość mrozu, po wczorajszej wyprawie do szkoły i z powrotem mam dość śniegu. Zima się jeszcze nie zaczęła a ja odczuwam silną potrzebę ogłoszenia jej końca. Definitywnego! Przynajmniej do początku ferii świątecznych.

Niby ładna biel, jeszcze nieskażona czasem zalegania na powierzchni powinna cieszyć oko, ale po ostatniej zimie, która trwała nadspodziewanie długo, wolałabym napawać się zieleniami, błękitami, żółciami i czerwieniami. A propos żółci – na próbnej maturze uczeń na pytanie: jaki organ produkuje żółć?-  odpowiedział: nerki! Biologiczka się oburza, a ja jako humanistka trochę rozumiem tok rozumowania piszącego, bo przecież nerki produkują mocz, a ten niewątpliwie jest żółty :). Nie mogę jednak pojąć, co inny maturzysta miał na myśli, gdy napisał: F. Dostojewski jest poetą bardziej rosyjskim niż polskim. Muszę to chyba skonsultować z matematyczką :).

Wczoraj ukazało się listopadowe Echo. Znalazł się w nim mój wywiad z koleżanką – policjantką Iwoną Zatorską. Oczywiście nie obyło się bez małych wpadek redaktorskich 🙂 Ale mimo wszystko zapraszam do lektury.

 Czarna

Kilka tygodni temu goniła pijanego kierowcę, kiedy ten porzucił swój pojazd i uciekł przez rzekę, nie odpuściła i pobiegła za nim. Nie przeszkadzały jej kilogramy munduru ani lodowata woda w rzece. Nie zatrzymał jej też pies na cudzym podwórku, który zębami wbił się w nogę, gdy szukała uciekiniera. Kierowcę i tak dopadła. Pijani nie maja u niej szans. O tym wie cały powiat lwówecki i okolice. Nazywają ją Czarna Mamba lub po prostu Czarna. I choć jest kobietą, niejeden policjant płci przeciwnej mógłby pozazdrościć jej siły i determinacji.
Iwona Pawłowska: Powinnam Cię zapytać, kiedy zaczęłaś marzyć o tym, by być policjantką, a ty powinnaś mi odpowiedzieć, że od dziecka, ale…
Iwona Zatorska: Ale naprawdę od dziecka. Pamiętasz, jak kiedyś fascynowaliśmy się wszyscy 07 zgłoś się. I ja chciałam być porucznikiem Borewiczem.
I.P: To dlaczego tak długo zwlekałaś z realizacją marzeń? Z tego, co wiem, miałaś już spory bagaż doświadczeń zawodowych i tzw. chrystusowy wiek, kiedy wstąpiłaś do policji.
I.Z: Sprawy rodzinne i wczesne macierzyństwo na tyle mnie zaabsorbowały, że musiałam swoje plany odłożyć w czasie. A kiedy już chciałam je urzeczywistnić, okazało się, że powinnam skończyć studia, zrobić prawo jazdy i tak przyszedł rok 2005, kiedy wreszcie nabrałam odwagi i zostałam policjantką.
I.P: Tak od razu? Poszłaś na komendę i powiedziałaś, że chcesz tu pracować?
I.Z: Nie, oczywiście wcześniej musiałam zdać egzaminy. Najpierw to były próby sprawnościowe, a potem testy psychologiczne.
I.P: Egzamin sprawnościowy przy twojej niechęci do wychowania fizycznego chyba nie był najłatwiejszy?
I.Z: Zanim do niego przystąpiłam, ćwiczyłam przez miesiąc na podwórku, w domu, biegałam po lasach. Podczas egzaminu sprawdzano wydolność organizmu, szybkość, np. w określonym czasie trzeba było wielokrotnie wejść na ławeczkę gimnastyczną, wykonać przewroty w tył i wprzód. Egzamin sprawnościowy zdałam za pierwszym razem, i to dobrze, bo jestem na tyle ambitna, że w razie porażki, nie podeszłabym ponownie do zdawania. Po egzaminie czekały mnie badania lekarskie u wielu specjalistów. A na końcu były testy psychologiczne i rozmowa z psychiatrą.
I.P: Co cię zaskoczyło podczas tych kwalifikacji?
I.Z: Chyba to, że je przeszłam.
I.P: Jakie pytania i zadania czekają kandydatów na policjantów podczas testów psychologicznych?
I.Z: Rozmaite. Niektóre są pozornie banalne, np. czy kochasz swoich rodziców? Pytają też kandydata o próby samobójcze. Bywa, że takie testy pomyślnie zalicza 10% kandydatów. Selekcja jest tu bardzo ostra.
I.P: Zdane pomyślnie testy otworzyły ci drogę do policji?
I.Z: Nie tak od razu. Najpierw trzeba znaleźć etat na komendzie. Dlatego zawiozłam swoje podanie i dokumenty do Lwówka Śląskiego. Mogłabym starać sie o pracę w Złotoryi, ale ówczesny komendant nie był przekonany do kobiet w tym zawodzie. We Lwówku przeszłam rozmowę kwalifikacyjną z komendantem i psychologiem. Okazało się, że nadaje się do pracy i wtedy wysłano mnie do szkoły policyjnej w Słupsku – zresztą najstarszej tego typu placówce w Polsce. Nauka trwała tam 11 miesięcy (obecnie skrócono ją do pół roku).
I.P: Czego uczy się w szkole policyjnej? Jak wyglądają tam zajęcia?
I.Z: Mieliśmy tam techniki walk, zajęcia ze strzelania, prewencji, kryminalistykę, pierwszą pomoc.
I.P: Co najbardziej lubiłaś?
I.Z: Weekendy i wypady na plażę do Ustki. A tak na poważnie to trochę strzelanie i kryminalistykę.
I.P: Taka szkoła uodparnia?
I.Z: O tak, bardzo. Szczególnie fizycznie. Po zajęciach sportowych chodziłam tyłem. Nie mogłam bez bólu wejść po schodach. Były takie chwile, że chciałam zrezygnować (kilka osób to zrobiło), ale wtedy myślałam, że zawiodę swoich bliskich. Byłoby mi wstyd przed synem. Myślę, że szkołą uodporniła mnie również psychicznie. Wcześniej łatwo było mnie zranić, zrobić mi przykrość. A teraz już się opancerzyłam.
I.P: To jest dobre w twoim zawodzie?
I.Z: Tak i wytłumaczę ci, dlaczego. Zaraz po szkole trafiłam do prewencji i jeździłam na interwencję. Niejeden raz widziałam wtedy pobite dzieci, kobiety… a nie mogłam sobie pozwolić na łzy i słabość.
I.P: Teraz jesteś w wydziale ruchu drogowego. Nie podobało ci się w prewencji?
I.Z: Chciałam spróbować czegoś nowego, a pojawiła się szansa na pracę w ruchu. W związku z tym musiałam ponownie jechać na szkolenie specjalistyczne, tym razem do Legionowa. Trwało to trzy miesiące. Tam znowu było wychowanie fizyczne, techniki walk, nowością było ćwiczenie związane z obsługą zdarzeń drogowych, czyli kolizji, wypadków…Uczyłam się obsługiwać wideorejestrator. Szkoliłam się w technice szybkiej jazdy, ćwiczyłam wyprowadzanie samochodu z poślizgu. Dzięki temu kursowi mam też uprawnienia do kontroli pojazdów ciężarowych. Najbardziej lubiłam zajęcia z przepisów ruchu drogowego. Mieliśmy też zadania praktyczne. Do tej pory wspominam ze zgrozą kierowanie ruchem na skrzyżowaniu w Warszawie. Po tych trzech miesiącach wróciłam do Lwówka już jako policjantka z tzw. drogówki. I myślę, że w tym się odnalazłam.
I.P: Jak ci się pracuje w środowisku zdominowanym przez mężczyzn?
I.Z: Bywa różnie. Łatwo nie jest. Bycie kobieta nie daje forów. Mam wśród kolegów kilku takich, z którymi pracuje mi się świetnie: z moim „służbowym” stałym partnerem Piotrkiem Musiarzem, ze strażnikiem miejskim z Wlenia Marianem Dziatłowiczem czy komendantem naszej lwóweckiej straży leśnej- Januszem Paraniakiem. Nie ma co ukrywać, że w mojej pracy ważne jest, by móc na sobie polegać. Trzeba mieć do siebie wzajemne zaufanie. Spędzamy ze sobą osiem godzin podczas patrolu w radiowozie i to nie jest tak, że jak coś ci się  nie podoba, to bierzesz rzeczy i wychodzisz do drugiego pokoju.
I.P:  A jak traktują cię kierowcy, których zatrzymujesz na drodze, kontrolujesz, karzesz?
I.Z: Na początku wzbudzałam niemałe zainteresowani, bo kobiet w ruchu drogowym nie było wówczas tak wiele. Niektórzy kierowcy przejeżdżali koło mnie kilka razy, żeby zobaczyć tę sensację. Teraz już jest normalnie.
I.P: Praca w drogówce chyba nie jest nudna. Zdarzały ci się takie sytuacje, które nadawałyby się na scenariusz filmowy?
I.Z: Raczej na lekcję poglądową, co alkohol robi z ludźmi. A robi różne dziwne rzeczy. Dla ilustracji taka historia: 31 sierpnia miałam służbę. W Uboczu kontrolowałam pojazdy. Jeden z mieszkańców, przechodząc obok powiedział, że bardzo dobrze, że tu stoję bo tędy jeździ pełno pijaków i piratów. Dzień później byłam w tej samej miejscowości  z kolegą z patrolu asp. szt. Jarkiem Zygmańskim. I zaraz na początku naszej służby natknęliśmy się na wczorajszego pieszego, którego tak cieszyła moja obecność, tylko że tym razem jechał traktorem … pijany. Albo inna historia: jedną z tras, którą patrolujemy, jest krajowa 30. Któregoś dnia miałam służbę z sierż.szt. Waldkiem Świetlickim właśnie na K30. Zadzwonił do mnie kolega ze Straży Granicznej który zatrzymał w Gryfowie Śląskim do kontroli samochód osobowy i prosił , żebyśmy podjechali, bo pojazd miał nieaktualne badania techniczne a kierujący na widok funkcjonariuszy SG zjechał na pobocze, otworzył pokrywę silnika i majstrował coś przy oświetleniu. Następnie usiadł po stronie pasażera, a jego miejsce zajęła pasażerka. Kiedy przyjechaliśmy na  miejsce i przebadaliśmy alkotestem kierowcę, który udawał pasażera, okazało się że jest nietrzeźwy. Na wszelki wypadek zbadaliśmy również panią, która siedziała na miejscu kierowcy. Ona również była pod wpływem alkoholu. Tak to skończyła się podróż małżeństwa, które wybrało się po kapustę na gołąbki do pobliskiego marketu.
Nie tylko pijani są beztroscy. Niektórzy poszukiwani również. Kiedyś miałam pierwszą zmianę ze st. sierż. Piotrem Musiarzem. Zaczęły sie właśnie działania pod nazwą Poszukiwany. Do zatrzymania był jeden z mieszkańców Bielanki. Pojechaliśmy do tej miejscowości. Było wczesna pora, więc postanowiliśmy skontrolować kilka pojazdów. Pierwszym samochodem, który zatrzymaliśmy do kontroli drogowej kierował NASZ POSZUKIWANY.
I.P: Widzę, że szczęście i dobre zrządzenie losu pomagają ci w pracy. A były w ciągu tych pięciu lat momenty dramatyczne, chwile, które do tej pory wspominasz z emocjami?
I.Z: Na pewno dużym przeżyciem był dla mnie pierwszy wypadek śmiertelny, na którym byłam. Trzech młodych chłopaków wracało z dyskoteki. Byli pijani i prawdopodobnie pod wpływem narkotyków. Skończyli jazdę na drzewie. Kiedy tam przyjechałam nad ranem, zobaczyłam ich ciała. Nie jadłam wtedy cały dzień. Teraz już tak emocjonalnie nie reaguję, ale na śmierć chyba nie można się uodpornić. Najgorzej, gdy jest dużo krwi.
I.P: W szkole nie przygotowano cię do widoku śmierci?
I.Z: Kiedy byłam w Słupsku, to raz chętni mieli okazję pójść na sekcje zwłok. Ale to było ciało topielca, który przez miesiąc leżał w wodzie przyczepiony do falochronu. Nie dziw się, że nie poszłam. Może gdybym poszła, potem miałabym łatwiej. Nie wiem.
I.P: Często zdarzają się wypadki ze skutkiem śmiertelnym?
I.Z: Czasami. Zwykle jeździmy do kolizji, na interwencje…
I.P: Słyniesz z tego, że jesteś bezlitosna i bezwzględna dla popełniających wykroczenia. Z jakimi reakcjami ukaranych kierowców spotykasz się na co dzień?
I.Z: To wygląda różnie, niektórzy mówią, że z takiej raczki chętnie przyjmą mandat, inni się awanturują, krzyczą, straszą. Ile już razy słyszałam, że ludzie płacą podatki na nas, a my się czepiamy. Zdarzało mi się też usłyszeć, że żyjemy w państwie policyjnym. Ale wielu kierowców wykazuje skruchę. Niestety, są też ludzie tak pewni swoich racji, że nie przyjmują mandatu i kończy się to rozprawą sądową. Mam takie średnio 3 w miesiącu. Zwykle policja wygrywa.
I.P: A jak postępujesz z kobietami – kierowcami? Z doświadczenia wiem, że panie panikują w sytuacji kontroli drogowej.
I.Z: O tak, kobiety zachowują się co najmniej dziwnie. Kiedyś robiłam kontrolę stanu technicznego samochodu. Stanęłam z tyłu i poprosiłam o włączenie świateł cofania. Wtedy kobieta na mnie ruszyła. Od tego dnia bardzo ostrożnie podchodzę do zatrzymywania kobiet na drodze. Trudno przewidzieć ich reakcje. Bywa, że mierzę prędkość tzw. radarem i wszystko jest w porządku, a kierująca kobieta zjeżdża na pobocze i pyta, czy ją zatrzymywałam. Ale kiedyś faktycznie zatrzymałam samochód, bo kierowca – kobieta przekroczyła prędkość, poprosiłam panią do siebie z dokumentami, a ona stwierdziła, że zapomniała prawa jazdy. Im dłużej rozmawiałyśmy, tym większą miałam pewność, że jest pod wpływem alkoholu, a kiedy to się potwierdziło, okazało się, też że pechowa kobieta miała już zakaz prowadzenia pojazdów. Kobiety też potrafią.
I.P: Dużo już zatrzymałaś przestępców w tym roku?
I.Z:
Prawie stu.
I.P: Czy można lubić policjanta?
I.Z: Nie wiem, czy obywatel, który ma coś na sumieniu jest do tego zdolny.  Niedawno zakończyła się sprawa, która ciągnęła się przez kilka miesięcy a dotyczyła pomówienia. Jeden z kierowców, którego kiedyś zatrzymałam pijanego na rowerze, zadzwonił na komendę i powiedział, że w zamian za odstąpienie od kontroli zażądałam od niego 200 złotych, ale on tyle nie miał i dał  mi 50. Rozpoczęło się postępowanie wyjaśniające, ale dzięki temu, że cieszę się zaufaniem przełożonych, mogłam dalej pracować. Sprawa biegła swoim torem i w końcu wyjaśniono, że mężczyzna, który zadzwonił z oskarżeniem, chciał się na mnie zemścić. Teraz to on ma kłopoty.
I.P: Policjanci się przyjaźnią między sobą?
I.Z: Wśród samych policjantów czasem zdarzają się przyjaźnie. Kiedy przez jedenaście miesięcy przebywałam w Słupsku, mieszkałam w pokoju z dwiema koleżankami Halinką, która jest policjantką w Lubinie i Magdą – policjantką z Gdyni. każda z nas była zupełnie inna, a jednak zaprzyjaźniłyśmy się. Wiele razem przeżyłyśmy. I dobrego i złego. Do dziś utrzymujemy kontakt.  I to jest fajne. Rzadko spotykane w naszej branży.
I.P: Praca w policji to zajęcie, które bardzo absorbuje i przez to często niszczy życie rodzinne. Mam na myśli brak weekendów, dyżury w święta, nocki. Jak sobie z tym radzisz?
I.Z: Muszę sobie z tym radzić. Najbardziej lubię ranną zmianę, bo wtedy popołudnia mam dla rodziny. Gorzej, kiedy mam dyżur popołudniowy, bo rano zanim zrobię obiad i załatwię inne ważne domowe sprawy, muszę już jechać do pracy. A kiedy wracam, jest noc. Dojazdy też zabierają mi dużo czasu.
I.P: Są jeszcze jakieś mankamenty twojego zawodu?
I.Z: Najgorsze są zimy. Wystarczy mróz, żeby mieć dość. Nie mogę przecież ośmiu godzin siedzieć w radiowozie. Trzeba stać na drodze, wypisywać druki. Pogoda może dokuczyć. Szczególnie jak jest jakieś zdarzenie, a tu pada deszcz lub śnieg, wieje wiatr…
I.P: Co cię zatem motywuje do pracy?
I.Z: Powiem tak – mam szczęście do mądrych szefów. Obecny, podobnie jak poprzedni – jest wymagający, ale docenia to, co robię.
I.P: Powiedz szczerze, czy od kiedy pracujesz w drogówce, to jeździsz ostrożniej?
I.Z: Tak, bo wiem, co może się wydarzyć na drodze. Szczególnie jeśli w konkretnym miejscu już byłam na wypadku, to tam czuję respekt. I już nie jeżdżę rowerem.
I.P: Zdradź na koniec ile lat jeszcze zostało ci do emerytury?
I.Z: Dziewięć. Jak wytrzymam i wytrzymają ze mną 😉

 Rozmawiała Iwona Pawłowska

Redakcja dziękuje Komendantowi Powiatowemu we Lwówku Śląskim – podinspektorowi Robertowi Mirasowi za możliwość uczestniczenia w patrolu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Bez kategorii, Wywiad. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *