Cierpienie matek

Aż nadszedł ten dzień, kiedy nie można było dłużej udawać, że nie mam nic do roboty. Gorzka prawda w postaci stosu wypracowań sama rzucała się w oczy tak nachalnie, że trzeba było coś z tym zrobić. Nie mogłam chodzić przecież z zamkniętymi oczami, bo skutkowałoby to uszczerbkiem na zdrowiu. Nie mogłam tych wypracowań wyrzucić na śmietnik, bo szacunek dla moich uczniów na to nie pozwolił. Zabrałam się więc za robotę. Aż furczało. Do czasu. Po przeczytaniu kilku prac poczułam, że uszła ze mnie cała energia. Może to kwestia braku treningu? Mięśnie mi się osłabiły? Koordynacja: czytam – podkreślam zawiodła? Dlatego też podłączyłam się do komputera, by podładować baterie. A wiadomo, że nic tak nie kradnie czasu, jak elektroniczne zabawki (muszę poprosić Męża, żeby za karę zabrał mi komputer, jak to zwykł czynić Juniorowi Młodszemu). Teraz znowu będę szukać motywacji, by powrócić do cierpiących matek w „Lamecie świętokrzyskim” i III cz. „Dziadów”. Ale kto opisze moje cierpienie, bądź co bądź również matki?

Na dodatek jeszcze wywiad muszę napisać. Mam wrażenie, że gdybym jak księgowa zrobiła zestawienie: WINIEN/MA, to w pierwszej rubryce byłoby zdecydowanie więcej pozycji :(. To tak jak na moim koncie 🙂

Dziś nawet robiłam zdjęcia! I naleśniki!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *