Kamień z serca

 

Gdyby faktycznie kamień spadał z serca, to mój łupnąłby dziś tak mocno, ż wywołałby wstrząsy na całym Przedgórzu Kaczawskim i sprowokował tsunami w na wszystkich górnych dopływach Odry. W konsekwencji elektrownie napędzane ato…, a to nie u nas – za bardzo się rozpędziłam. A wracając ad remu, pochwalę się, że skończyłam elaborat o szachulcach, który ciążył mi nieznośnie i sen z oczu spędzał, uśmiech na twarzy gasił i apetyt odbierał. To ostatnie mogłoby zostać jako stan permanentny, przynajmniej w sieciówkowe uniformy mogłabym się zmieścić!

Jestem wooolna!!! Wolna jak ptak i mogę czytać bezkarnie, co chcę i Mąż z wyrzutem nie patrzy jak się opindalam w domu, leżąc do góry dnem. Gdyby jeszcze prace klasowe same się sprawdziły, to miałabym swój prywatny raj. Gdyby mi jeszcze wena na zdjęcia wróciła, to w ogóle raj nie byłby mi potrzebny, bo doznałabym wniebowstąpienia. Ale nie może być za dobrze, bo pomyślałabym, że to sen. Wczoraj już tak miałam – myślałam, że się sobie śnię, albo umarłam i tylko mi się wydaje, że jestem, bo mówię do ucznia, a on stoi z pustym wzrokiem i nie reaguje. Po kilku takich cyklach: ja mówię – on nie reaguje, poprosiłam koleżankę, by mnie uszczypnęła lub w kostkę kopnęła, co bym tak sprawdziła swoje istnienie. Ku memu zdumieniu i radości – istniałam! Na szczęście uczeń nie był mój i chyba mnie nie rozumiał naprawdę 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *