Cyklistą być

Mam kondycję psa kanapowca, nad czym boleję okrutnie. Dlatego postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce, to znaczy nogi, i zasiąść na rowerowym siodełku w celu rozruszania mięśni zwiotczałych wiekiem i bezruchem. Nie jest łatwo. Ciało buntuje się całą swa mocą, a może raczej powinnam napisać: niemocą. Uda sztywnieją, pot kropli się na czole, tchu brakuje, a mą zadyszkę słychać pewnie z dwustu metrów…Jadąc po naszym nierównym (niestety) terenie, zaliczając kolejne wzniesienia i nieliczne zjazdy, próbuję znajdować dobre strony zamiany auta na rower. Nie jest to zadanie lekkie, ale mogę się poszczycić kilkoma złotymi myślami, jakie zrodziły się dziś podczas wykonywania pętli Złotoryja – Kozów – Brennik – Wyskok – Złotoryja. Po pierwsze pachnie lipami. Po drugie widać ciekawe okazy fauny, co nawet można utrwalić na zdjęciach. Po trzecie jelonek (czy inne rogate stworzenie) wystający z rzepakowego pola nie ucieka przede mną i możemy się wzajemnie mierzyć wzrokiem. Po czwarte – kiedy wysiadam z samochodu nie jestem tak przeogromnie szczęśliwa, jak schodząc pod domem z rowerowego siodełka. O mankamentach bycia cyklistą pisać dziś nie będę, bo jeszcze to potem przeczytam i moje postanowienie o reanimacji własnej kondycji stanie się kolejną niezrealizowaną obietnicą.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *