DEN i ja

Wolny od pracy Dzień Nauczyciela spędziłam nadzwyczaj pracowicie. Kilkugodzinny pobyt we wrocławskiej Auli Leopoldina uważam za trudniejszy do wytrwania niż osiem lekcji w macierzystej placówce. Samo wysłuchanie przemówienia pani kurator oświaty (polszczyzna jej woła o pomstę do nieba), prorektora UW (musiał być „wczorajszy”) oraz pani wicewojewody (apokaliptyczna wizja rozwoju/upadku oświaty) to męka większa niż uczenie klasy politechnicznej procesów fonetycznych w najstarszej polszczyźnie. To nic, że wyszłam stamtąd bogatsza o brązowy medal, który wart jest tyle co materiał z niego pochodzący. Koszt wyjazdu był niewspółmiernie wysoki do doznań estetycznych całej imprezy, niestety. Ale,  jak kolega po fachu powiedział, przynajmniej pewne jest, że w moim pogrzebie kiedyś ktoś będzie uczestniczył, by przynajmniej nieść poduszkę, na której ów medal spoczywać powinien 🙂 Jako znak mojej miłości i wierności do nauczycielskiego fachu 🙂

tak to wygladało (można powiększyć) 🙂

Mój Junior S. wyczytał w mediach, że matka jego to statystyczna nauczycielka – przynajmniej z racji wieku :). Nie wiem, czy to powód do dumy?

Powodem do zadowolenia jednak może być mój mały kolejny sukces w Zdjęciu Tygodnia :). To chyba jedyne uzasadnienie, aby dziś wznieść toast 🙂

P.S. Jeśli pani kurator to przeczyta, to na jej nagrodę już liczyć nie powinnam 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na DEN i ja

  1. wfilimoniak pisze:

    Myślę, że jeżeli zaproponujesz jej w zamian kilka konsultacji językowych, to jak najbardziej realne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *