Ostatni weekend spędziliśmy wyjazdowo i odjazdowo.
Mając w planach plener w Kłodzku podczas IV edycji Bitwy o Twierdzę Kłodzką, postanowiliśmy przy okazji pobytu w tamtej okolicy pochodzić po górach. Najbardziej bałam się o kondycję Młodego i marudzenie: nogi mnie bolą. Jednak wszystko da się znieść. On zniósł wdrapywanie się na Śnieżnik,
a my jego humory i fochy co kilkaset metrów przybierające na sile. W konsekwencji to, co zaplanowaliśmy na cały dzień wędrówki, wykonaliśmy w jedno popołudnie. Zaoszczędzony czas przeznaczyliśmy na mniej uciążliwe zdobywanie Czarnej Góry (w obie strony wyciągiem, który tym razem mnie nie przypadł do gustu).
Te dwa dni znalazły swoje odzwierciedlenie na licznych zdjęciach, które pstrykaliśmy bez opamiętania i dbałości o czas pokonywania przestrzeni. W konsekwencji odcinek, który przechodzi się półtorej godziny, my zaliczaliśmy w trzy. Często na bieżąco zmienialiśmy plany, bo przecież nic nas nie goni 🙂 I tak na przykład zupełnie przypadkiem natknęliśmy się na piękny o zachodzie słońca zalew Stara Morawa, kiedy jechaliśmy z Lądka (po sycącej pizzy i wodzie zdrojowej) do naszej bazy w Kletnie.
Ostatni dzień zarezerwowany był na Kłodzko. Byliśmy już na tej imprezie dwa lata wcześniej, więc wiedzieliśmy, co nas czeka. Ale to, co zobaczyliśmy w niedzielę, przerosło nasze oczekiwania. Impreza rozwija się nad podziw. Do Kłodzka ściąga coraz więcej ludzi. Regimenty wystrojonych w stroje z epoki napoleońskiej żołnierzy są coraz liczniejsze.
Huk armat i broni prochowej też jakby większy niż dwa lata temu. Świetna atmosfera. Dla koneserów antyków – targ staroci,
dla smakoszy – kramy z jadłem i trunkami, dla wielbicielek błyskotek – ręcznie robiona biżuteria z kamieni i srebra…No i oczywiście dla fotografów pole do popisu, szczególnie dla tych, co mają teleobiektywy…
Za tydzień Święto Ceramiki w Bolesławcu.