Ledwie dotrwałam dzisiaj do końca zawodowego dnia. Znowu miałam to uczucie, że czasoprzestrzeń się zbuntowała i rozciągnęła nadmiernie. Z ulgą przyjęłam dzwonek, który miał mi przynieść wolność. Nie spodziewałam się, że kapryśny los przewidział jeszcze inne atrakcje. Te niespodzianki to moje nieletnie bratanice, które miałam u siebie przechować pod nieobecność ich rodziców (o, jak ja im współczuję!). Matko Bosko, małe dzieci to najlepszy środek antykoncepcyjny. Gdybym nie miała już swoich Juniorów, pewnie zostałabym zagorzałą anty-Matką Polką. Myślałam, że Juniorzy potrafią zagotować mi krew do temperatury ścinania białka, ale bratanice robią to szybciej i skuteczniej (może dziewczynki tak mają?). Kiedy opuściły mój gościnny dom, wyglądałam i czułam się jak ofiara kataklizmu. Dom też.
A co robił w tym czasie mój Mąż na dobre i na złe? Ewakuował się z pola rażenia!
Za to ja, a nie on, mam zdjęcie tygodnia 🙂