W Dobkowie

W najnowszym Echu moje reflaksje po VII Warsztatach Artystycznych.

Choć mówi się, że od przybytku głowa nie boli, to jednak 25 sierpnia w sobotę miałam nie lada problem, co wybrać: czy przyglądać się zawodnikom podczas mistrzostw w nordic walking, podziwiać glinoludy w Bolesławcu a może zobaczyć, jak wyglądają VII Warsztaty Artystyczne w Dobkowie. Typowy dylemat żaby ze starego dowcipu – przecież się nie rozdwoję.  W konsekwencji wybrałam Dobków, bo choć impreza odbywała się tam już po raz siódmy, nie miałam wcześniej okazji doświadczyć, na czym ona polega. Czasem za wiele obiecującym hasłem nie kryje się nic interesującego, ale w Dobkowie ludzie mają świetne pomysły i ,co ważne, właściwie je realizują. Warsztaty okazały się warsztatami a przymiotnik „artystyczne” był nie od parady. Ale od początku…

Wielkie zdumienie nawiedziło mnie już na parkingu – tyle aut ostatnio widziałam tam podczas wielkiej fety z okazji nadania tytułu Najpiękniejszej Wsi Dolnośląskiej. Rejestracje sugerowały, że zjechali nie tylko tubylcy. Dobków zwabił też wrocławian, poznaniaków, czy sąsiadów zza miedzy – mieszkańców Jawora i okolic. Widocznie akcja marketingowo- medialna podjęta przez organizatorów Stowarzyszenie Dobków była dobrze przeprowadzona. Impreza odbywała się wokół Sudeckiej Zagrody Edukacyjnej, gdzie mieści się muzeum wsi. Goście swobodnie mogli poruszać się po kilku strefach, gdzie zawsze coś się działo. Na scenie występowali artyści z Czech. Najmłodszych rozśmieszali prawdziwy klaun i fenomenalny żongler. Dla nieco starszych grali Bolkowianie (i zapewne jeszcze kilka innych kapel, ale tych już nie miałam okazji usłyszeć). Nad całością pieczę sprawowała Bogusława Rudnicka do spółki z Robbem Maciągiem – ujawniając ukrywane do tej pory talenty oratorskie. Kilka metrów dalej odbywały się tytułowe warsztaty. Tu było tłoczno, barwnie i artystycznie. Wielu chętnych chciało skorzystać z okazji, by wykazać się zdolnościami manualnymi. Szczególnie dzieci chętnie lepiły fantazyjne formy z gliny bądź toczyły na garncarskim kole prawdziwe kubeczki lub wazony. Mniej od pociech cieszyły się ich mamy, widząc, jakie ślady na rękach i ubraniach maluchów pozostawiła ta artystyczna przygoda. Mniej brudzące były warsztaty bibułkarstwa. Z kawałka drutu i bibuły można było stworzyć całe bukiety kolorowych kwiatów. Zainteresowani wyszywaniem czy szydełkowaniem też mogli wyćwiczyć umiejętności i pogłębić swoją wiedzę z tej dziedziny pod wprawnym okiem fachowców. Dla lubujących się w mozaikach również było pole do popisu. Z drobnych granitowych kostek można było ułożyć kompozycję, jakiej dusza zapragnie a talent pozwoli. Dla tych, którzy mieli dość tłumów, otworzyła swoje podwoje Zagroda Edukacyjna. Tam w nostalgicznym nastroju można było przyjrzeć się fotografiom mieszkańców wsi sprzed kilkudziesięciu lat. Ekspozycja, uzupełniona o zabytkowe już sprzęty i elementy wyposażenia wiejskiej chałupy, miała faktycznie edukacyjny charakter – szczególnie dla młodych ludzi, którzy nie wiedzą, np. co to jest wirówka do mleka. Jedna z sal poświęcona była obrazom mieszkańca Dobkowa – pana Czernickiego.

To nie wszystkie atrakcje Warsztatów. Na zewnętrznej ścianie Zagrody wisiały zdjęcia wykonane przez Anię i Robba Maciągów – reminiscencje z ich podróży po Azji. W tej scenerii Ewelina Rozpędowska co godzinę demonstrowała zachwyconej gawiedzi, jak wygląda wybuch wulkanu. Pokaz poprzedzała przystępna i łatwo przyswajalna prelekcja o charakterze geologicznym. Tak mnie to wciągnęło, że wysłuchałam lekcji aż dwa razy, szczególnie, że pierwszy wybuch wulkanu, mimo ogromnego zaangażowania młodocianych asystentów Eweliny, nie był dość spektakularny. Dla miłośników fauny też były atrakcje. Mini zoo prezentowało „te co skaczą i fruwają”, były zatem papugi i króliki, a nawet prawdopodobnie jakieś mniejsze gryzonie, ale dość dobrze się ukryły przed wścibskim wzrokiem tłumu.

Mogłabym te atrakcje wymieniać jeszcze prze kolejną stronę, ale myślę, że pozostawiając pewien  niedosyt czytelnikom, zaintryguję ich i pozwolę im na własne oczy przekonać się o uroku Dobkowa oraz pomysłowości jego mieszkańców, co zapewne za rok, w sierpniu znów udowodnią.

 

Iwona Pawłowska

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Bez kategorii, Felieton. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *