Ofiara meteorologów

Mam wrażenie, że żyję od pleneru do pleneru. Trzecia niedziela z rzędu zaczyna się wcześniej niż powinna, czyli przed piątą rano. Dla odmiany tym razem zupełnie bez sensu. Wszystkiemu winni są meteorolodzy, którzy zapowiedzieli pogodne świtanie. Uwierzyłam. Podobnie jak trzech innych klubowiczów. I co? Oględnie powiem – bryndza. Na niebie szarość, pod nogami monochromatyczne podłoże i nawet rosy nie było, co by tak czynić roślinność znośniejszą dla obiektywu. Ani śladu też żyjątek trawnych, czyli poprawniej mówiąc – łąkowych. Co prawda jakieś sarny mnie podglądały, kiedy szukałam motywu, ale kiedy ja je zauważyłam, to one uznały, że wyczerpały limit swojej cierpliwości i czmychnęły w zarośla. W konsekwencji jedyne „żywe” na moich zdjęciach to paru klubowiczów, aczkolwiek patrząc na ich zaspane twarze, leniwe ruchy i nietęgie miny można twierdzić, że nadużywam słowa „żywe” 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *