Śpiewam i milczę

W nowym “Echu Złotoryi” rozmawiam z Jolą Zarębska o poezji i życiu. Zapraszam do czytania.

Pod koniec lata ukazał się pierwszy tomik wierszy Jolanty Zarębskiej „Śpiewam i milczę”. Autorka jest polonistką w Liceum Ogólnokształcącym w Złotoryi, reżyserem teatru „Mimo wszystko”, a prywatnie spełnioną i szczęśliwą żoną, mamą oraz, w co trudno uwierzyć, babcią czworga wnucząt. 10 listopada w sali widowiskowej Złotoryjskiego Ośrodka Kultury i Rekreacji odbył się wieczór autorski poetki okraszony piękną muzyką, śpiewem i recytacją wierszy z debiutanckiego tomiku. Artyści – aktorzy teatru „Mimo wszystko” to wychowankowie poetki, uczniowie i absolwenci Liceum. Rozmowę z Jolantą Zarębską przeprowadziła tego wieczoru Iwona Pawłowska – prywatnie koleżanka z pracy poetki.

 

  • Kiedy zaczęłaś pisać z myślą, że to nie jest tylko zabawa?

Zaczęłam publikować na poetyckich forach w 2009r. i wiedziałam, że to nie jest tylko „zabawa”, ponieważ teksty zaczęto poddawać korekcie, ocenie. Przyznam, że nie było to łatwe. Często także mało przyjemne. Udostępnianie tekstów szerszemu forum wiąże się z polemiką wobec różnych opinii. Także tych niemerytorycznych i niewybrednych w stylu. Z czasem się okazało, że nie jest ze mną tak źle.

  • Jak trafiłaś do antologii?

Po raz pierwszy zamieściła moje wiersze antologia Portalu Pisarskiego pt. „Niebieskie krzesło”. Trafiłam tam z pięcioma wierszami na zaproszenie administratorów portalu. Do kolejnej publikacji („Z ziemi przychylnej”) trafiłam w wyniku konkursu. Zgłosiłam teksty do konkursu XXII Ogólnopolskich Spotkań Literackich Pokoleń Kruszwica – Kobylniki 2010. Z trzech wysłanych utworów zakwalifikowano do druku dwa. I tak trafiłam do grona trzydziestu siedmiu autorów, wybranych z kilkuset. Sama się dziwiłam, jakim cudem się tam znalazłam. Publikacja w almanachach Spotkań w Kruszwicy to tylko część olbrzymiego „szkolenia”, które w ciągu kilku dni zajmuje uczestników warsztatami z analizy wiersza, interpretacji poezji śpiewanej, lekcjami z teorii wiersza ( zupełnie serio – trzeba prowadzić zajęcia z uczniami szkół powiatu!), warsztaty teatralne, wizyty w muzeum (Kasprowicza!). Przede wszystkim – dostaje się tam porządną lekcję pisania. Kolejną antologię, w której znalazły się moje teksty, tworzyli poeci związani z portalami, na których publikuję. Na ich zaproszenie weszłam w skład „Harmonii dusz” z siedmioma tekstami. Ostatnio – także w wyniku konkursu – znalazłam się w kruszwickim almanachu XXIV Spotkań Pokoleń Literackich „Słowiańska woda pamięci”. Podczas inauguracji Spotkań, które przybierają postać niezwykle uroczystego wydarzenia dla Kruszwicy i Bydgoszczy, przeżyłam autentyczne wzruszenie, bowiem mój tekst „Dokąd pędzisz, Goplano” pani Elżbieta Nowosielska, redaktorka wydawnictwa, zamieściła jako motto almanachu. Przyznam, że była to przemiła niespodzianka.

  • Zdecydowałaś się na wydanie tomiku. Trudne to zadanie?

Najtrudniej było się zdecydować. Przyznam, że długo zwlekałam, w końcu dałam się namówić i okazało się, że „namawiacze i namawiaczki” mieli rację. Było ich wielu.

Pierwszymi osobami, które wyraziły chęć czytania moich wierszy „na papierze” były koleżanki – złotoryjanki. Jako pierwsza taką opinią zaskoczyła mnie pani Cetera, która usłyszała wiersz w programie benefisu Ani Radzickiej: „Podzielić, pomnożyć”. Później – moi drodzy uczniowie – aktorzy teatru „Mimo wszystko”, Dorotka Radwańska – Mazur, która podczas naszych wspólnych wycieczek wysłuchiwała setek moich wierszy i pytała: „Masz jeszcze? Dawaj!” J Ostatecznie jednak „zaciągnęły mnie” do wydawcy koleżanki po piórze: Magda Tarasiuk z Warszawy i „Miladora” – pisarka, poetka z Krakowa. Ta ostatnia pchnęła mnie w objęcia Miniatury: Wysłała mailem procedurę oferty wydawniczej „Stowarzyszenia Siwobrodych Poetów”, pouczyła o „porządku” składanych dokumentów. Dalej – poszło już samo. Wybór zajął mi połowę wakacji. Wysłałam ofertę wydawniczą i … nie czekałam nawet na odpowiedź. Tymczasem pan Mieczysław Mączka odpowiedział szybko uroczą reprymendą: „Szanowna Poetko, proszę o porządek w nadesłanych plikach, ponieważ jesteśmy zainteresowani wierszami, ale porządek obowiązuje!” Uporządkowałam wysłany materiał i tym razem czekałam z niecierpliwością, bo posłałam sto tekstów. Byłam ciekawa, które redakcja wybierze do publikacji. Nie odrzucono żadnego. Wkrótce nadeszła umowa o książkę. 8 sierpnia książeczka była gotowa.

  • Dlaczego „Śpiewam i milczę”? Skąd taki układ tomiku?

Zamyśliłam, że nie będę układać tomu „tematycznie”. Piszę tradycyjne wiersze sylabotoniczne, pogardliwie zwane „rymowankami”. To piosenki. Stąd „Śpiewam”.

Białe – wolne wiersze nazwałam „milczę”. To zapis refleksji, wynik obserwacji świata, wyraz najtrudniejszych emocji i przeżyć, o których najczęściej nie mówię.

  • Kto ci pomagał w przejściu przez cały proces wydawniczy? Co było najtrudniejsze?

Po przyjęciu materiału do publikacji – sam wydawca, pan Mieczysław Mączka, pierwszy wśród „Siwobrodych”. Przedtem – Radomiła Birkenmajer- Walczy, wspomniana wcześniej krakowska pisarka i Magda Tarasiuk – moja przyjaciółka, koleżanka po piórze, autorka „Tary”. Przez kilka nocy wybierała spośród kilkuset wierszy tę setkę. Podczas procesu wydawniczego nie potykałam się z „Kochanym Wydawcą”. To człowiek wielkiej kultury, przyjaciel poetów, którym oddaje autonomię, szanując zdanie autora. To on zdecydował o doborze szaty graficznej, ilustracjach Beaty Polkowskiej, kolorze okładki itp. W zamian ja obdarzyłam Miniaturę zaufaniem i nie przeszkadzałam jej w pracy J. Wcześniej miałam w rękach książkę tego wydawnictwa, zapoznałam się z jego profilem,  historią. Współpracowaliśmy w przemiłej atmosferze.

  • Napisałaś w „Osieckiej”, że wiersze „rodzą się z bólu i łez”. Zawsze trzeba się smucić, by pisać?

Oj, geneza tego wiersza jest niezwykła: Pewnego ranka obudziłam się z „wewnętrzną potrzebą” zapisu sonetu dla Agnieszki Osieckiej. Zanotowałam kontur tekstu, ruszyłam w codzienność i usłyszałam w mediach, że to rocznica śmierci mojej ukochanej, niezrównanej poetki. Pewnie coś musiało mi doskwierać, skoro tyle w tym tekście smutku. Bo jest. Jest i ból i rozpacz. Kawęczyć o tym, zatruwać własnym bólem atmosferę? Po to jest wiersz. A ten – nie wszyscy muszą przeczytać. Ale jeśli chcą – proszę bardzo. Wiersze nie rodzą się z letniości, nijakości doznań. Jeśli nawet na takie wyglądają, przez dystans, wycyzelowaną formę, są efektem głębokich i ważkich doznań. Z pewnością nie powstają z błahych powodów. Nie zawsze trzeba się smucić, by pisać. Jest w moich tekstach sporo radości, uśmiechu. Ale też – takiego od ucha do ucha, gromkiego, perlistego, jak w wierszu „A kochajże mnie…” czy w „Ech, wiosno”.

  • Twoje wykształcenie filologiczne pomaga czy przeszkadza w pisaniu?

Zdecydowanie – pomaga. Pozwala mi osiągać świadomość formy. Kiedy porywam się na stylizację, wiem, co robię. Podczas pisania tekstów ekfratycznych dostosowuję formę do tekstu, z którym polemizuję. Inny styl pojawił się w „leśmianikach”, cyklu od „Marzeńca” do wiersza pt. „Światłocieniec”, inny w ekfrazie do obrazów Salvadora Dali, jak „Byle nie mimesis”. Także widzieć usterki we własnych tekstach. Niekiedy po latach dokonuję korekty. Czyszczę teksty z inwersji, zbędnych zaimków.

  • Nie sądzisz, że bycie poetą jest niebezpieczne? Przecież dajesz czytelnikom kawał swojej duszy, intymne przemyślenia. Wydaje się, że poeta ma wszystko „na sprzedaż”. Co ty zostawiasz dla siebie?

Nie możemy zapominać o prawie pisarza do fikcji literackiej. W moich wierszach pozwalam sobie na „zmyślenia”, na „tajemnicę”, z którą zostawiam czytelnika. Nie, nie wszystko o sobie „opowiadam”, a jeśli już, chowam to w metaforze.

  • Ile w tobie jest z Julii, Desdemony, Małgorzaty, Ofelii?

Bardzo wiele. Przede wszystkim – zawieram w tych wierszach mój osobisty odbiór literatury, spektakli. Razem byłyśmy na balecie Prokofiewa „Romeo i Julia” we Wrocławiu. Pamiętasz, jak reżyser zakończył inscenizację?. Poszłam tym tropem, przetwarzając przez własną ocenę widowiska historię młodziutkich kochanków z Werony. Przetworzyłam, przeciągnęłam przez siebie interpretację krzyku, przesłanie inscenizacji, „siwy dym” – żałobny kir nad miastem.  „Desdemona” powstała po inscenizacji Jacka Głomba „Otello”.  Wybrałam z tej inscenizacji ujmującą scenę śmierci Desdemony. Pięknie zagrana, świetnie wymyślona: pokorna, pełna zgody śmierć. Według mnie – najlepsza scena tego spektaklu. Małgorzata z powieści Bułhakowa – muza, delikatna i silna jednocześnie, niby w tle zdarzeń, a obok, czujna, troskliwa. Pozwalam sobie w tym wierszu na grę z Czytelnikiem. Kiedy można pomyśleć, że w poincie wiersza Małgorzata mówi o miłości, niektórzy wiedzą, że chodzi o wolność. I to już – moje.

  • Poeta musi być dzieckiem podszyty i szczerze dziwić się światu. Czy w tobie jest też to zdziwienie? Czemu się dziwisz?

Noszę w sobie piękny tekst piosenki „Kiedy się dziwić przestanę” Jonasza Kofty:

 

Kiedy się dziwić przestanę,

Zgubię śpiewy podziemnych strumieni,

Umrze we mnie co nienazwane,

Co mi oczy jak róże płomieni…

                       Będzie po mnie

Ciągle z naiwnością dziecka ale i bezkompromisowym oddzielaniem dobra od zła mierzę się z brutalną siłą, z „buractwem”, chamstwem. Niewiele mogę, ale jeśli – staję w obronie słabszych. I ciągle boję się brutalnej siły, która rozpycha się twardymi łokciami, i często – nadal wygrywa.

  • Poezja powinna być według ciebie piękna czy prawdziwa?

Dziś nie ma tematów „niepoetyckich”. Już A. Bursa pisał w „Dyskursie z poetą”:

 

„wynieś proszę to wiadro

po potwornie tu śmierdzi szczyną”

możliwe że to było nietaktowne

ale już nie mogłem wytrzymać.

 

Wiersz musi być „o czymś”. Brutalna prawda o życiu, rynsztok, bieda, patologia – także muszą mieć miejsce w poezji. Wiersz nie musi być „ładny”, przez urokliwe, wdzięczne elementy przestrzeni lirycznej. Musi być „ważny”, albo niech go nie będzie.

Unikam „publicystyki”, jednak kiedy coś mnie mocno poruszy, powstają teksty, jak „Podła knajpa” albo niepublikowany dotąd drukiem wiersz z pointą:

 

… i nie zostawiaj dziecka na dworcu,

bo pierwsze rzuci kamieniem.

 

  • Od czego zaczynasz wiersz?

Zawsze najpierw jest pomysł, temat. I zawsze jest to resume dnia, wydarzenia, zjawiska… . Siada się i się pisze. Forma „wychodzi w praniu”. Bo czasem chcę „na biało”, a tu nagle pojawia się rytm, rym… i jest zupełnie inny tekst. Ale z myślą – rodzi się pointa. Na nią stawiam. Na ten mocny akcent w finale wiersza. Żeby zostawić Czytelnika w zadziwieniu, zaskoczyć na koniec. Żeby została refleksja, jako mocny akcent.

  • Piszesz nocami? Sporo nocy w tych wierszach.

Tak. Noc daje mi gwarancję ciszy. Odcina mnie od „dziennych spraw”.  Niedawno rozmawiałam o tym z Michałem Piaskiem: Kiedy się tworzy, potrzebna jest warownia, erem, który oddziela twórcę od zewnętrznego świata. Trzeba zostać sam na sam z myślami, oddać się bez rozkojarzenia twórczości.  Poza tym – jestem typem ćmy: już w liceum „zakuwałam” nocami, nocą nadawało „Radio Luxemburg”, nocna Trójka. W okresie studiów byłam już żoną i matką. Musiałam pogodzić życie prywatne, obowiązki matki, żony, synowej, w dodatku – młodej nauczycielki z lekturą filologii polskiej. I znów – na pomoc przychodziła noc. I tak zostało.

 

  • Intrygują mnie te wiersze, które zawierają dedykację, np. twój „Czasownik”. Kim jest Mirka?

Wiersz pt. „Czasownik” dedykowałam Mirce. To przyjaciółka mojej przyjaciółki, zatem i moja. Poznałyśmy się na obozie sportowym Ali Skowrońskiej w Łazach. Urządziłam dziewczynom w wolnym czasie warsztaty teatralne. Po krótkim wprowadzeniu dziewczyny zagrały etiudy. Ich treść (dla mojego rozpoznania możliwości uczestniczek) miała odpowiadać na pytanie: Co robisz, gdy pada deszcz. Mirka, która niedawno wygrała walkę z ciężkim doświadczeniem losu, przedstawiła literacką treść etiudy, jaką za chwilę zagrała. Jej treść zawarłam w wierszu. Witalność i niezwykły apetyt na życie. Radość przeżywanego zjawiska, jak „Jarmark cudów”. Niezmiernie mnie to zachwyciło i wzruszyło. W wierszu „Czasownik” połączyłam to niezwykłe spotkanie z Mirką i moje poetyckie credo. Bez czasownika – nic się nie opowiada,

nic się nie dzieje.  Jak zauważyłaś, jestem „czasownikowa” J. Co dodałam Mirce?

Jeszcze jeden czasownik: Kocham.

Kiedy wysłałam Mirce ten wiersz, a czułam się w obowiązku, bo wiersz ukazał się drukiem, zadzwoniła do mnie, i proszę mi wierzyć: Płakałyśmy po obu stronach słuchawki. Mirka – zauroczona trafnością tekstu wobec jej uczuć, wdzięczna za wiersz, ja – wzruszona odbiorem tekstu. Wzruszona jej wewnętrznym pięknem, jej victorią!

  • Tworzysz już kolejny zbiór wierszy. Jaki będzie?

Mam pomysł na „Dzieciarnię”. Na świat przyszło czworo moich wnuków. Każde z nich zrodziło we mnie niezwykły zachwyt, czułość. Nie będą to „wiersze dla dzieci”, raczej – o dzieciach, o naszych relacjach. Próbka tego zbioru znajduje się już w almanachu XXIV Spotkań Literackich Pokoleń Kruszwica – Kobylniki 2012.

 

Z Zuzanną w ogrodzie

 

zadrżały trawy, jabłoń skuliła się w pestkach,

mrówki zdążyły schować białe potomstwo,

tylko kukułka czuje się pewnie –

liczy białe kropki na jej sukience.

 

Zuzanna wbiegła do ogrodu.

będzie zdobywać pięć arów zielonej ziemi

i calutkie słońce.

 

już chwyta wiatr w wiaderka,

wirują nad nią różowymi tęczami,

piaskownica wypełnia się zaklęciem:

babko, babko, upiecz się…

 

huśtawka dostaje zawrotów głowy,

zaraz zwróci

jej uwagę na ślimaka.

 

nie zdążył, niezguła, i już się kąpie

w niebieskim baseniku bez prawa obrony.

 

ślimak, ślimak, pokaż rogi,

babcia zrobi z ciebie sos.

 

i śmiejemy się obie, jak wariatki

z ciągłym apetytem na ślimaki

i siebie, wtulone, dwa pępki jednego świata.

 

 

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Wywiad. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *