Z pamiętnika dyżurnego

Na styczeń “Echo” już gotowe, świeżutkie i pachnące, a w nim wiele stron, w tym i zajęte przeze mnie tekstem o dziwnych przypadkach odnotowanych przez dyżurnego policjanta. Polecam 🙂

Z pamiętnika dyżurnego

 

Co robią kibice, którzy idą na mecz Górnika i potrzebują megafon? Zmierzają na komendę policji w Złotoryi, bo mają po drodze, i proszą mundurowych o użyczenie sprzętu. Mają nadzieję, że policjanci zdemontują głośnik z radiowozu i pozwolą na użytkowanie podczas meczu. Takie pomysły i jeszcze bardziej absurdalne przychodzą do głowy mieszkańcom naszego powiatu, którzy traktują policję jak instytucję pomocy wszelakiej. Największym zaufaniem publicznym obdarzony jest dyżurny, który odbiera telefony od żądających pomocy interesantów. Czasem ma wrażenie, że pracuje w poradni psychologicznej.

Telefon na policję traktowany jest jak telefon zaufania. Dzwoni na przykład desperat, który informuje, że za chwilę popełni samobójstwo. I odkłada słuchawkę. Policjanci traktują taki sygnał bardzo poważnie. Ustalają, skąd pochodzi sygnał i jadą z nadzieją, że nie będzie za późno. Docierają na miejsce, a tam widzą zamroczonego alkoholem jegomościa, żywego na tyle, na ile pozwalają promile płynące w krwi, i zadowolonego, że wzbudził w kimś zainteresowanie. Jak mówi rzecznik KPP Piotr Klimaszewski, takie telefony zdarzają się dość często i żadnego nie można zlekceważyć. Bywa, że dzwoniący chce po prostu zwrócić na swój problem uwagę i telefon na policję ma mu to zagwarantować. Rekordzista w ubiegłym roku dzwonił trzy razy. Choć zdarzają się i poważne zdarzenia. W naszym powiecie nie raz policjanci ratowali desperatów od samobójczej śmierci. Byli też tacy niedoszli samobójcy, którzy z premedytacja czekali na interwencję patrolu.

Zdarzało się i tak, że jeden z mieszkańców powiatu telefonował na komendę, by opowiedzieć o tym, co u niego słychać. Robił o dość regularnie. Pytany, dlaczego wydzwania, odpowiedział, że nie ma już pieniędzy na karcie, żeby dzwonić do znajomych, a na policję telefon jest bezpłatny.

Jest też w okolicy kobieta, która dzwoni na komendę w każdej sytuacji, kiedy czuje się, w jej mniemaniu, zagrożona. Na przykład mówi: Idę do apteki i boję się. Proszę wysłać patrol. Po wielu telefonach od tej pani policjanci już wiedzą, że maja do czynienia z osobą, która pewnie potrzebuje pomocy, ale raczej nie mundurowych. Jednak zawsze z nią rozmawiają i, kiedy to możliwe, zapewniają, że patrol jest w pobliżu. A wszystko zaczęło się od tego, że kobieta zadzwoniła z alarmująca informacją, że jest gwałcona przez pana X. Policjanci ruszyli na sygnale na pomoc, ale na miejscu okazało się, że nie mogą dostać się do jej mieszkania. Kiedy łomotali do drzwi, rzekomo gwałcona ponownie dzwoniła na komendę, by powiedzieć, że właśnie do jej drzwi dobijają się Czeczeńcy i ona potrzebuje pomocy policji. Niestety, nie ma możliwości ukarania kobiety za marnowanie czasu funkcjonariuszy, bo stwierdzono u niej chorobę psychiczną, a to wiąże się z brakiem odpowiedzialności za wszelkie wybryki. Dlatego dyżurny na komendzie raczony jest opowieściami o sąsiedzie, który siedzi w klatce wentylacyjnej i podgląda panią, gdy ta chce się wykąpać.

Nie zawsze jednak tylko osoby chore psychicznie wydzwaniają na komendę z nieuzasadnionych powodów. Bywa, że alkohol dodaje ludziom nadmiernej odwagi, a wtedy na przykład zakładają się, wychodzący z lokalu, podchmieleni młodzieńcy, jak szybko przyjedzie radiowóz na ich wezwanie. Może będą to 3 minuty, może 7? Radiowóz przyjeżdża, któryś z panów wygrywa, ale potem i tak płaci mandat za nieuzasadnione wezwanie.

Kiedyś mocno sponiewierani przez alkohol mieszkańcy ulicy na obrzeżach miasta, będąc w centrum, uznali, że mają za daleko do domu, więc zadzwonili po radiowóz jak po taksówkę. Niestety, policjanci nie okazali się życzliwi i nie podwieźli. Podobnie jak w sytuacji, kiedy młodzi imprezowicze domagali się przywiezienia im alkoholu, bo podczas „domówki” skończyło się piwo.

Czasami są takie zgłoszenia, które wprawiają policjantów w zdumienia. Na przykład mama z nastolatkiem przyszli, by złożyć doniesienie o kradzieży smoczych dukatów.  Strata została wyceniona na kilkaset złotych. Policjanci byli lekko zakłopotani, ponieważ nie od razu pojęli, czym jest przedmiot, który został utracony. Okazało się podczas rozmowy, że chodzi o grę komputerową i wirtualną walutę (itemy), którą od „poszkodowanego” pożyczył kolega i nie oddał. Inne zgłoszenie dotyczyło nieoddanej przez znajomego czerwonej deski, również rekwizytu ze świata wirtualnego. Takie sprawy są umarzane. Podobnie jak zgłoszenie o kradzieży dzid indiańskich – tym razem rzekomo całkiem realnych. Dorosły mężczyzna uznał, że stracił aż 10 tysięcy złotych. W trakcie przesłuchania okazało się, że owe cenne dzidy to zabawki przywiezione z „wystawki” z Niemiec.

Pomysłowość petentów nie zna granic. Po pierwszych opadach śniegu na komendę dzwoni zdenerwowany mężczyzna i mówi: Śnieg pada. Funkcjonariusz pyta, czego w związku z tym oczekuje dzwoniący, a ten odpowiada: No zróbcie coś z tym. Jak widać zaufanie do policji jest naprawdę godne podkreślenia. Świadczy o tym fakt, że są takie osoby, które, jeśli zapomną PIN-u do karty, to pytają policjantów, czy przypadkiem nie ma tych danych na posterunku.

Bywa, że nietypowe zgłoszenia wiążą się z błędnym przekonaniem złotoryjan o funkcjonowaniu numeru 112. Niestety, w naszym rejonie wciąż wszystkie rozmowy przełączane są na policję, więc funkcjonariusze są wzywani do człowieka, który zasłabł na ulicy, do rodzącej kobiety, do awarii energetycznej czy wodociągowej lub…zbyt wysokiej trawy przy szosie.

Kuriozalną sytuacją był telefon od zdenerwowanego małżonka, który prosił policjantów o interwencję w sprawach rodzinnych. Miał problem z żoną – nie chciała z nim współżyć. Policjanci mieli ją do tego nakłonić. Inny telefon to skarga kobiety, która miała dość swoich sąsiadów, bo uprawiali miłość zbyt głośno i ona przez otwarte okno wszystko słyszała.

Bywa, że telefonują również matki, by policjanci nastraszyli ich dzieci, z którymi nie dają sobie rady. Dyżurny zwykle wtedy tłumaczy, że policja nie jest od straszenia, jednak to nie satysfakcjonuje zdesperowanych rodzicielek.

Dużo zamieszania wprowadził również fan serialu „M jak Miłość”, który dzwonił z informacjami, że ma dar jasnowidzenia i wie, jak potoczą się losy bohaterów serialu. Zwykle telefonował w porze emisji filmu i sugerował, by dyżurny wraz z nim śledził fabułę serialu.

Zabawne było zgłoszenie o kradzieży obiadu. Czynu tego miały dokonać gołębie, które wydziobały zawartość talerza pozostawionego przez gołębiarza na dworze.

Inny poszkodowany złożył doniesienie na sąsiada, że ten mu robi laserem dziury w ścianie, a znowu mieszkanka bloku wezwała policję, bo na jej balkon ktoś podrzucił materiały radioaktywne, które okazały się workiem gipsu.

Skargi na sąsiadów to chleb powszedni, ale hitem komendy był telefon od mężczyzny, który skarżył się na sąsiada – pszczelarza. Nie chodziło mu wcale o agresywne owady, ale o fakt, że pszczoły przylatują do jego ogrodu i wybierają JEGO nektar. Straty wycenił na 500 złotych. Policjanci musieli, zgodnie z procedurą, przyjąć zgłoszenie, ale trudno było wycenić wartość nektaru skradzionego przez swawolne pszczoły. Nie znaleźli zatem w ich działaniu cech przestępstwa, więc umorzyli postępowanie.

Innym razem na komendę przyszedł pan, który chciał dostać zaświadczenie dla Urzędu Pracy, że jest trzeźwy. Odmówił jednak badania alkomatem, ponieważ, jak mówił, wypił dwa piwa. Zaświadczenia nie dostał, a na policję zadzwonił potem urzędnik, że pan się awanturuje, bo policja nie chciała mu wydać zaświadczenia.

W ciągu doby dyżurny przyjmuje setki telefonów, są dni, kiedy jest 20 – 30 poważnych interwencji, gros telefonów to te, które nadają się na scenariusz komedii w konwencji Monty Pytona.

Ludzie nie zdają sobie sprawy, że blokowanie linii może skończyć się prawdziwym dramatem dla tych, którzy w tej chwili potrzebują rzeczywistej pomocy.

 

Iwona Pawłowska na podstawie materiałów zgromadzonych przez rzecznika KPP w Złotoryi Piotra Klimaszewskiego

 

 

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *