Rap zza krat

Patryk na 19 lat, siedzi od 8, Tomek 18, wolność mu ograniczono 4 lata temu. Ani jeden ani drugi nie lubią, by zwracać się do nich po imieniu, więc Patryk jest Wściekłym, a Tomek to Ersa. W Zakładzie Poprawczym w Jerzmanicach zajmują wysoką pozycję wśród osadzonych. Niedługo wychodzą, 28 czerwca mają nadzieję ostatni raz oglądać świat zza krat.

Za co siedzą? Za głupotę – mówią zgodnie. Nie precyzują, na czym ona polegała, jak się przejawiała, a dociekliwość tylko ich irytuje. Po co to wiedzieć?

Co zrobią po wyjściu z zakładu? Przez weekend będą pić i się bawić, potem zajmą się życiem na poważnie. I muzyką. Obaj kochają rap i wierzą, że kiedyś wydadzą płytę, a świat usłyszy o nich. Na razie sławni są w jerzmanickim poprawczaku a od niedawna słychać o RJGR w Złotoryi, gdzie na początku maja duet zyskał szacunek publiczności oraz jury podczas przeglądu Złotoryjskich Rytmów Młodych i w konsekwencji wystąpił w koncercie finałowym.

 

RJGR to grupa, która zawiązała się jesienią ubiegłego roku, konkretnie 15 października jak obaj mówią – skumali się. Znali się wcześniej z ośrodka, ale wtedy odkryli, że mogą wspólnie tworzyć RJGR. Nazwa to tajemnica, nie ujawniają postronnym znaczenia kolejnych liter w skrócie. Jednak wiadomo, że wyklucza pojawienie się tam kogokolwiek innego poza obecnym składem. Zaczęło się od Wściekłego, to on próbował swoich sił jako raper. Pierwsze teksty pisał o dziewczynie, o miłości, ale nie chce o tym mówić, bo związek się rozpadł i nie trzeba rozgrzebywać tego, co boli. Potem były inne dziewczyny, dużo dziewczyn, ale niekoniecznie inspirowały do pisania. Pierwszym tekstem pochwalił się kolegom i oni uznali, ze jest dobry. To zachęciło Wściekłego do dalszego pisania.

Ersa zetknął się z rapem w Raciborzu, skąd pochodzi. Miał 10 lat, kiedy nauczył się nawijania od starszego kolegi. Trochę dziwnie się z tym czuje, bo kolega potem okazał się świnią i sprzedał na policji wszystkich kumpli. Złość do kolegi miesza się Estrze z wdzięcznością i nie bardzo mu to wszystko pasuje. Nie wie, jak to ogarnąć. O ile Wściekły zaczął przygodę z rapem od tekstu o kobiecie, to Estra od razu zajął się tematem ulicy.

Rap to kultura ulicy, kultura blokowisk, czyli środowiska, w którym Ersa i Wściekły spędzali swoje dzieciństwo. Wychowali się na rapie. Inna muzyka nie ma dla nich znaczenia. Techno nie uznają. Rap pozwala wyrazić wszystko, co uwiera, boli, rap to protest. A co uwiera chłopaków z poprawczaka? Nie tylko brak wolności. O tym nawet wiele nie mówią, bo w bliskiej perspektywie widzą już świat bez krat. Najbardziej dotkliwa jest raczej monotonia. Każdy dzień taki sam. Pobudka, apel, śniadanie, nauka, warsztaty, obiad, apel, czas wolny, nauka własna, kolacja, czas wolny i sen. Chłopcy mówią, że nawet kiedy wychodzą na przepustkę, to ten rytm ich prześladuje.

Warunki, w jakich odsiadują wyrok nie są złe, pokoje schludne, widne, na ścianach fotografie rysunki, ale klatka, nawet kiedy jest złota, zawsze pozostaje klatką. Wolność to wolność – inny świat. Nie wyrzekają się kryminału, nie mówią – nigdy więcej. Czasem przypadek decyduje za nas, walniesz kogoś mocniej, on upadnie, zrobi sobie krzywdę i idziesz siedzieć – tłumaczą.

Bardziej ich wkurza sytuacja w kraju, poza kratami, mówią, że to właśnie jest tematem ich tekstów. Protestują przeciw nierówności, niesprawiedliwości, nędzy, bezrobociu i w ogóle przeciw temu, co zaraża beznadzieją. Skąd wiedzą, jak żyje się w kraju, skoro każdy dzień spędzają w izolacji? Stamtąd – pokazują na telewizor. Mamy kontakt ze światem. Internet też mamy, ale Nasza Klasa i Facebook są zablokowane. Zawsze pozostaje jeszcze droga mailowa i przeglądanie portali informacyjnych. Mamy kolegów po drugiej stronie, którzy nie poradzili sobie na wolności i o nich też piszemy – mówią. Poza tym jeździmy na przepustki i widzimy, co się dzieje.

Rap ma w ich rozumieniu pokazać tym na stołkach, co zarabiają po 40 tysięcy, że nie jest dobrze w kraju. Wściekły i Ersa wykrzykują swoje żale i pretensje, nie owijając niczego w bawełnę, bo styl tej muzyki nawet nie pozwala być łagodnym. Wulgarnością jednak nie epatują, jak sami mówią, przeklinanie jest dla szczerości uczuć. To nie szpan, tylko konieczność. Nadajemy czysty przekaz a nie cukierkowe kłamstwa – jak śpiewają w jednej ze swoich piosenek. Młody wiek raperów rozgrzesza ich naiwną wiarę, że ten przekaz dotrze do właściwych osób. W sumie, gdyby nie wierzyli, nie byłoby całej tej zabawy. A tak popołudnia spędzają przed mikrofonem i komputerem. Ściągają ogólnodostępne, darmowe bity i piszą. Na razie samo pisanie idzie mozolnie. Uczą się przez podglądanie, słuchanie klasyków rapu, korzystają z porad bardziej zaawansowanych muzycznym stażem kolegów. Nagrali wspólnie około 30 kawałków. Trochę brakuje im wprawy, wiedzą, że musi być rym i rytm, ale do improwizowania jeszcze mają daleko. Co prawda próbują freestylować, ale na razie tylko w kameralnym gronie, publicznie nie mają śmiałości. Nagrywają jednak coraz lepsze kawałki, umieszczają je w sieci. RGJR można posłuchać na youtube czy myspace. Mają po kilkaset odsłon. Nie jest źle. Ale oczywiście ambicje chłopaków są większe. Może kiedyś płyta, ale na pewno zaraz po wyjściu z zakładu nakręcą teledysk. Już robią do niego przymiarki. Będą super dziewczyny i niezłe fury. Ma być na bogato. A jak się nie uda takich znaleźć?  To też dadzą radę. Chcieli nakręcić filmik na terenie zakładu, by było bardziej autentycznie, ale jest jakiś problem z kamerą, więc muszą poczekać na zmianę warunków. Na razie robi się o nich coraz głośniej, znaczną rolę odgrywa w tym ich – jak sami mówią – menadżer – wychowawca Mirek Wrotny. To on zgłosił RJGR do Złotoryjskich Rytmów Młodych a już niedługo z jego inicjatywy wystąpią na imprezie w Zagrodnie. W poprawczaku ich rapowanie zainspirowało kolejnego z chłopców, ale on działa na własnych zasadach, bo RJGR to formacja zamknięta.

Jak smakuje sukces? Kiedy występowali podczas złotoryjskiej majówki i zajęli II miejsce w finale ZRM, czuli się świetnie. Nie było dużej tremy, choć na takiej scenie i przed taką widownią występowali pierwszy raz. Podobało się im, kiedy publiczność rapowała refren wraz z nimi. Ucieszyła ich też nagroda. Dostali 300 złotych i zaproszenie na sesję fotograficzną na okładkę ich płyty. Dla debiutantów to dość wymierny sukces. Mimo wszystko uważają, że ważniejsza od pieniędzy była możliwość pokazania się na większym forum. Co dalej zrobią z tym sukcesem? Chcą tworzyć, bez względu na wszystko. Trzeba mieć jakieś plany. Trzeba żyć marzeniami – mówią. Nie mają nadziei traktować rapu jako źródła utrzymania, nie są aż tak naiwni. Snują plany, by podjąć pracę i mówią o tym z optymizmem godnym podziwu. Wściekły ma już fach w ręku – jest ślusarzem, teraz robi kurs operatora wózków widłowych. Ersa chce iść do technikum zaocznego, ale myśli też o walkach zapaśniczych. Jego starszy brat radzi sobie w tym rzemiośle i już przetarł mu drogę.

 

Czy na dwa tygodnie przed opuszczeniem murów poprawczaka Ersa i Wściekły czują się zresocjalizowani? Resocjalizacja nie istnieje, jeśli człowiek nie chce się zmienić, to się nie zmieni – odpowiadają zgodnie. Ja akurat chcę się zmienić – mówi Wściekły. Na pytanie czy po wyjściu na wolność nie wciągnie go z powrotem środowisko, z którego wyszedł, mówi: tego środowiska już nie ma nie ma tych ludzi.

 

I cóż chciałoby się wierzyć, że tak faktycznie jest.

 

 

 

 

Iwona Pawłowska

 

 

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *