Wstyd tu mieszkać

Jak pani tu dojechała, nie szkoda auta? – słyszę po wyjściu z samochodu. To kobieta, pchająca wózek, dziwi się mojej determinacji w pokonywaniu rozległych kałuż przed budynkiem na Łąkowej.

Ta droga to dramat. Trudno nią jechać a jeszcze trudniej chodzić. Ale którędy mamy iść do miasta? – pyta retorycznie Renata mieszkająca w domu obok bloku socjalnego. Nic z nią nie robią. Ani za Żurawskiego, ani teraz. Tylko kamień na nią sypią. To jest droga? To jest gorsze niż ser szwajcarski. Ale pani tego pewnie nie napisze, bo już byli tu kiedyś z gazety i nie napisali – sceptycznie dodaje. Tylko wziąć pług i zaorać to wszystko. Jak był jeszcze tu PGR to i droga i budynki miały wygląd, teraz – tragedia.

Obiektywnie rzecz biorąc – trudno się nie zgodzić. Tragedia. Do najbliższego sklepu jest półtora kilometra skrótem, polną drogą, do centrum miasta idzie się 45 minut. To dobra odległość, by odseparować niewygodnych mieszkańców od całej reszty Złotoryi. Popularny tajwan stał się taką Australią naszego miasta. Lądują tu ludzie, którym powinęła się noga. Dlatego miejsce nie jest dobrze kojarzone, by nie powiedzieć dosadnie – cieszy się fatalną sławą. A kim są ci, skazani na wygnanie lokatorzy bloku na Łąkowej?

 

Historia Jerzego

Spotykam go przed komórką, gdzie rąbie drewno. To na opał – wyjaśnia. Ale palę też węglem. Chociaż ludzie palą, czym popadnie. To widać, jaki dym leci.

Jerzy mieszka na Łąkowej od półtora roku. Jest tu nowy. Dostał od miasta pokój do dyspozycji z dwoma innymi lokatorami. To się nazywa mieszkać na wspólnocie. Mieszkania podzielone są na pokoje. Kuchnia i łazienka są wspólne dla mieszkańców dwóch lub trzech pokojów. Do kogo trafisz, z tym musisz jakoś żyć, coś jak w wojsku czy internacie…albo w  więzieniu.

Jerzy trafił tu za długi. Wojowałem z RKP, z Urzędem Miejskim – mówi. Mieszkałem na Chrobrego, tam nawet ściany pękały. Nie mogłem doprosić się remontu. Jak raz, drugi, trzeci nie słuchali, to za co miałem płacić – ni to pyta, ni stwierdza Jerzy.  Dług urósł i lokator został eksmitowany na Łąkową. Jak mu się tu mieszka? Nie jest tak strasznie, ale hałas przeszkadza. I awantury – prawie codziennie jest tu policja. Do mnie nie przyjeżdżają, bo nie mają okazji – śmieje się Jerzy. Trzeba się też jakoś umieć dogadać z kolegami z pokoju. To dość trudna sztuka kompromisu, by ustalić, kto sprząta, kto pali w piecu. Wystarczy, że jeden się buntuje i cały system się wali. Palenie w piecu to istotny punkt w harmonogramie dnia. Dokłada się trzy razy dziennie. W pokojach są piece kaflowe. W kuchniach piece opalane węglem podgrzewające wodę na mycie. W zasadzie służą tylko do tego celu, bo lokatorzy korzystają z kuchenek gazowych. Na nich szybciej gotują obiad. Szkopuł w tym, że do bloku na Łąkowej nie dochodzi gaz. Kto chce korzystać z kuchenki, przykręca butlę.

Piece w pokojach nie są bezpieczne. Zawsze jest ryzyko, że się rozszczelni system wentylacyjny. Wtedy o nieszczęście nietrudno. A kominiarzy to tu dawno nie widziano.

Jerzy nie zgadza się pokazać swojego pokoju, bo nie wie, czy życzyliby sobie tego jego sąsiedzi. Ale z chęcią pokazuje komórkę, przed którą go spotykam. Wnętrze wypełnione stosem drewna i workami z węglem. Pomogłem rozbierać stodołę, to mi dali drewno – mówi. A jak gdzieś idę do lasu i widzę, że leży korzeń, zabieram i rąbię. Nie czekam na niczyją pomoc.

Jerzy jest i tak w dobrej sytuacji. Ma emeryturę i z niej żyje, teraz już bez długów.

 

Los Andrzeja

Andrzej właśnie wraca do domu. Szczupły mężczyzna w średnim wieku. Jest dość rozmowny i nie broni się przed pokazaniem swojego lokum. Jego pokój znajduje się w mieszkaniu, które dzieli jeszcze z czterema mężczyznami. Jest szczęściarzem, bo mieszka w pokoju sam. Chociaż trudno wyobrazić sobie, by ktoś jeszcze się tam zmieścił. Po jednej stronie ściany łóżko, po drugiej regał a pośrodku przejście o szerokości pół metra. I jeszcze stoi tu duża butla z gazem, bo przecież każdy gotuje na swoim gazie. We wspólnej kuchni każdy lokator ma swoje meble, dlatego styl wnętrza jest, oględnie mówiąc, eklektyczny. Łazienka wyposażona skromnie, ale niezbędne sprzęty są: ubikacja, umywalka, kabina prysznicowa.

W oko wpada brak pralki. Pralka jest, frania, ale na dole ją trzymam. Przynoszę, jak trzeba – wyjaśnia Andrzej.

Mieszkanie jest schludne, choć zdecydowanie nieprzytulne. Odnosi się wrażenie tymczasowości. Jakby ktoś tu przyjechał na chwilę i nie robił nic, by oswoić przestrzeń, nadać jej odrobinę ciepła. Taka przechowalnia. W tej przechowalni Andrzej już mieszka cztery lata. Wie pani, że ja tu stróżowałem, jak budowali ten blok, mam nawet zdjęcie, gdzie jestem na tle okna tej kuchni. Wtedy nie przypuszczał, że tu los go rzuci. Jestem z zawodu murarzem – tynkarzem. Ale nie mam pracy. Czasem zdarzy się jakaś dorywcza, ale nic na stałe.

Andrzej – podobnie jak Jerzy – trafił tu za długi. Mieszkał z ojcem na Mickiewicza. Ale ojciec umarł i zostawił syna ze zobowiązaniami. Zasiłek z MOPSu 270 złotych nie starczył, by je pokryć i jeszcze jakoś żyć. Na szczęście Andrzej nie ma żony, dzieci, bo byłoby krucho z utrzymaniem się na powierzchni życia. Sam sobie jakoś radzi. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Choć pewnie niełatwo, gdy patrzy się na schody brudne od błota, wielobarwne ściany – przejaw aktywności najmłodszych lokatorów, uprawiających sztukę pisma obrazkowego. Tabliczki z numerami budynku fantazyjnie powyginane, elewacja z dziurami jak po ostrzale z cekaemów, brak klamek do drzwi wejściowych – pewnie są już w skupie złomu, podobnie jak drzwi do komórki. Taki obraz nędzy i rozpaczy notuje wzrok gościa bloku na ulicy Łąkowej. Można się przyzwyczaić – na pewno, tylko czy o to chodzi?

Nikomu nie życzę, by tu mieszkał – mówi Andrzej na pożegnanie.

 
Opowieść Zdzisława

Zdzisław to zupełny nowicjusz. Jest tu od dwóch miesięcy. Wcześniej mieszkał w Rynku. Ale zadłużył mieszkanie i tak jak inni w tej sytuacji, znalazł się na słynnym tajwanie.

Od sierpnia ma przyznaną rentę, bo po wypadku dość ciężko mu się poruszać. Spotykam go, gdy stoi wsparty o kuli w drzwiach wyjściowych klatki schodowej. Tak spędza czas. Zawsze można z kimś zamienić słowo, na coś popatrzeć. Nie przyzwyczaił się jeszcze do Łąkowej.

Czuje się jak na zesłaniu. Do miasta daleko, autobusy nie jeżdżą…zostaje mu stać w drzwiach. Pociesza się, że ma dobre towarzystwo w pokoju. To znajomy, ucieszyłem się, jak go zobaczyłem – mówi. Zdzisław przyjechał tu z całym dorobkiem życia. Nie było tego wiele, ale i tak za dużo, by wstawić do wspólnego pokoju.

Pobyt na Łąkowej ma zagwarantowany na dwa lata. Potem jeśli, nie zmieni się jego sytuacja, będzie musiał formalnie przedłużyć swój pobyt.

 

Kłopoty Janiny

Janina jest energiczną kobietą i nie owija słów w bawełnę. Chce pani jak tu jest? Tu jest jeden wielki burdel – mówi. Kobieta kiedyś mieszkała na Rzemieślniczej. Tam nie było luksusów, ale mimo wszystko – bez porównania lepiej, choć czasem woda lała się z sufitu. Tu też się to jej zdarza. Ostatnio sąsiedzi zalali jej pokój, po czym ślady widać do tej pory. Wie pani, ja się nie mogę doprosić, by coś zrobili z tymi drzwiami do mieszkania. Trzeba zapychać je szmatami, bo wieje. Ta zasłonka to też dla ochrony przed zimnem. Już kilka lat interweniuje w RPK, ale nic z tego nie wynika. Na Łąkowej mieszka z dorosłym synem. Są tu sześć lat. Pokój, który zajmuje, nosi ślady kobiecej ręki. Mimo skromnego wyposażenia jest przytulnie. Co dziwne w takim miejscu – na ścianach wiszą kwiaty, w oknach estetyczne firanki. Wspólna łazienka i przedpokój schludne. Mój sąsiad z drugiego pokoju też dba o czystość. To dobry człowiek, ostatnio jak byłam chora, to nawet za mnie sprzątał i ugotował mi coś.

Janina od roku nie ma wody, nosi ją od sąsiadów. To jest skandal, inni w bloku nie płacą już kilkanaście lat, a im nie odcięli, a mnie tak. Nie wiem, dlaczego, chyba tak po uważaniu zrobili… – złości się kobieta. Mało że mi komornika nasłali, to jeszcze wodę odłączyli. A z czego mam płacić. Mam rentę …i to na leki idzie.

Ksiądz tu był po kolędzie i pytał w czym pomóc. On wie, co tu się dzieje. Nawet sam pisał o drogę. Widziała pani – jest fatalna. Wieczorem nigdzie nie wyjdę, bo i ciemno i dziury, jak się połamię to grozi mi śmiercią, bo mam zaawansowaną osteoporozę.

Tęskni za Rzemieślniczą, bo choć było jak było, ubikacja na korytarzu i cieknący sufit, to jednak sklep blisko i inni ludzie wokół. Tu pani pomieszali patologię z normalnymi ludźmi – mówi. Bo Janina ma problem z sąsiadami. Na górze wciąż odbywają się libacje. Jak dostaną pieniądze z opieki, to rządzą, piją kilka dni, potem chodzą i dziadują – dodaje. Czasem chodziła i uspakajała mężczyzn. Ostatnio, kiedy zmogła ją choroba, nie miała sił, by wstać i interweniować. Zadzwoniła po policję. Sąsiedzi się uspokoili, ale ona ma teraz wezwanie na przesłuchanie. Na szczęście mężczyźni nie czują urazy. Nawet kłaniają się na korytarzu. Zresztą policja jest tu często. To już nikogo nie dziwi.

 

Mieszkanie Barbary

Nieopodal Janiny mieszka Barbara z mężem i dziewięciorgiem dzieci. Mają do dyspozycji całe mieszkanie dwupokojowe. Nie dzielą go z nikim, bo jak? Barbara pokazuje mi ściany w pokoju. Wyglądają jakby ktoś drążył w nich miniaturowe jaskinie. Tak wilgoć zżera regipsy. Nic z tym nie jest sama w stanie zrobić. Zgłaszała do urzędu, byli tu pracownicy. Byli, patrzyli, kazali pisma napisać, pisałam – mówi Barbara. Ale zanim nowy burmistrz zapozna się z tym, to minie czas – dodaje rozżalona. Ta wilgoć to z tego, że w mieszkaniu przez kilka lat nie było palone, bo właściciel siedział w więzieniu. Jak my tu przyszliśmy, to już nie dało się zrobić – wyjaśnia kobieta.

Dwa pokoje to zdecydowanie za mało dla jedenastu osób. Dzieci maja od 9 miesięcy do 15 lat. Każde z nich ma swoje potrzeby i wymaga przestrzeni. Niestety, jest jak jest. Barbara i tak jest zadowolona, że każde z dzieci ma swoje miejsce do spania.

Jeszcze przed trzema laty Barbara z mężem i dziećmi mieszkała na Piłsudskiego, ale zadłużyli mieszkanie, więc zostali eksmitowani. Teraz spłacają zaległe rachunki i ponoć mają szansę na mieszkanie komunalne. Żyją tą nadzieją. Chcą się stąd wyrwać, bo choć i tak mają tu luksus, czyli całe mieszkanie dla siebie, to nie czuja się bezpiecznie. Atmosfera między sąsiadami oględnie mówiąc nie jest najcieplejsza. Jak z tym żyć? Najlepiej nie odzywać się do nikogo i zajmować się sobą.

 

Dzieci z Łąkowej

 

Te dzieciaki jak wyjdą przed blok, to tylko słychać k.. i ch… Palą papierosy i się wyzywają. A rodzice siedzą na schodkach i piją. To co te dzieciaki mają myśleć? Że to normalne – mówi jeden z mieszkańców bloku. No tak, dzieci w tym bloku jest około trzydzieścioro. Co mają tam robić? Wychodzą przed blok i stoją. Nuda, człowiekowi nie chce się nawet iść do miasta, bo tak daleko.

Młodsze dłubią w tynku dziury. Starsze, silniejsze i bardziej wyrośnie odegną tabliczkę z numerem bloku, niewyżyte plastycznie, ozdobią ściany klatki schodowej. Przed blokiem jest boisko. Jednak gra w piłkę to częstokroć brodzenie w kałużach i błocie, bo nawierzchnia zmienia swoją konsystencję wraz ze zmianą aury.

Jeszcze niedawno tam, gdzie stoją teraz komórki, był plac zabaw dla najmłodszych, ale został zdemontowany, a nowego nie ustawiono. Chyba urzędnicy zapomnieli, bo przecież obiecywali wcześniej – mówią mieszkańcy.

Dzieci z Łąkowej nie mają pod górkę, dzieci te mają drogę z wybojami. Nie tylko w sensie dosłownym. One, z racji chodzenia do szkoły, częściej niż dorośli muszą konfrontować się z tym „normalnym” światem, z ludźmi z miasta Jak ich traktują rówieśnicy ze szkoły? Wołają na nas tajwaniaki. Mówią, że się nie myjemy – mówi Dominika. Dziwię się, patrząc na zadbaną, normalnie wyglądająca nastolatkę: przecież wyglądasz czysto. Tak, ja wiem, ale oni tak o nas mówią – dodaje ze łzami w oczach. Wyzywają nas, nikt się z nami nie chce kolegować. A po chwili stwierdza: Po prostu wstyd tu mieszkać.

 

 

 

 

Iwona Pawłowska

Dziękuję za pomoc Agnieszce Młyńczak i Kajetanowi Kukli

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Wstyd tu mieszkać

  1. Robert pisze:

    Pokoi czy pokojów?

  2. ip pisze:

    obie formy są poprawne, odsyłam do poradni językowej http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/pokojow-czy-pokoi;10381.html i dziękuję za wnikliwe czytanie 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *