Kartka z planu

Najtrudniej ogarnąć chaos. Po dwupokojowym mieszkaniu w starej kamienicy w Rynku kręci się chyba z dwadzieścia osób. Jedni pracują nad fryzurą Christine (Oli), kolejni robią charakteryzację Wolterowi (Kubie), a jeszcze osobna ekipa doczepia brzuch „ciężarnej” Katherine (Darii). Balon, taśma klejąca i jest już 9. miesiąc – chwali się jeden z członków ekipy filmującej „Opowieść Złotoryjską”.

Zanim padnie pierwszy klaps kolejnego dnia zdjęciowego i reżyser Maks, operator Patryk oraz dźwiękowiec Rafał zaczną czynić swoją powinność, przy stole drugi z Patryków, Angelika i Łukasz – troje głównych aktorów tej sceny ćwiczy dykcję i robi próbę czytaną. Na dziś zaplanowanych jest kilka scen tak zwanej niemieckiej części filmu. W tym akcja porodowa Katherine. Jednak zanim się to zacznie, aktorka musi się na co najmniej trzy godziny uzbroić w cierpliwość i ostrożnie obchodzić z balonem pod sukienką. Pierwszeństwo mają Wilhelm, Helga oraz ich gość Hans- Werner Lutz.

Kiedy trwa rozgrzewka do pierwszej sceny, część ekipy, czyli kostiumolodzy poszukują spodni dla Karla (Kamila).Z tych kupionych w secondhandzie jedne są za duże a drugie zbyt kraciaste. W końcu reżyser ustala, że bohater będzie tylko siedział, więc nie ujawni się mankamentów garderoby.

Nareszcie można zacząć kręcić. „Cisza na planie!”….no właśnie…jaka cisza, skoro w malutkim mieszkaniu kręci się tyle osób. Dźwiękowiec krzyczy, że tak nie może być. „Wszyscy wyjść!” Tylko dokąd? Rozwiązaniem jest kuchnia. Tam teraz upycha się grupa aktorów czekająca na swoje sceny, charakteryzatorki, fryzjerki, asystentki i…wszyscy zaintrygowani projektem. Już można kręcić. No tak, ale zza okna dolatują śmiechy i rozmowy dzieci bawiących się na podwórku. Dźwiękowiec znów kręci nosem. Niepotrzebnie – uspokaja go reżyser – przecież to naturalne odgłosy ulicy. Ignorując hałas zza okna, ekipa przystępuje do rejestracji dialogów.

Idzie to mozolnie, aktorzy mylą się, „Jak mam powiedzieć Katerine czy Katrin?” – denerwuje się Patryk. W końcu ustalają jedną wersję. I kiedy wydaje się, że nic nie stanie już na przeszkodzie, pojawia się kolejny problem fonetyczny Glewic czy Glajwic. Zniecierpliwienie rośnie. Z kuchni dolatują odgłosy rozmów. „Cisza na planie!” woła reżyser. Kamera rusza. Kilkanaście dubli i dialog jest zarejestrowany. Teraz trzeba to zgrać z wchodzeniem bohaterki do pokoju. Zwykłe zamykanie drzwi i siadanie przy stole to kolejne wyzwanie. Tym razem dla Angeliki, która nie kryje irytacji, gdy musi po raz siódmy zamknąć drzwi i przeparadować przed kamerą a na dodatek tak usiąść, by nie wejść zanadto w obiektyw, przy czym ma to wykonać naturalnie i spontanicznie.

Niby wszystko przebiega bez zakłóceń, wydaje się dobiegać końca, gdy operatorowi zaczyna przeszkadzać światło. Nadmiernie słoneczny dzień nie cieszy ekipy, bo wyjdą za duże kontrasty. Okien nie ma czym zasłonić, więc ostatecznie asystenci decydują się na wytłumienie światła elementami nieużywanej garderoby.

„Jest ok” – pada z ust operatora, kiedy na jednym z okien wisi jakaś różowa halka skutecznie wywołując lekki półmrok.

Filmowanie sceny dialogu dobiega końca. Wymęczeni aktorzy wreszcie uśmiechają się z ulgą. Wtedy reżyser woła: „Ludzie, przecież ta scena rozgrywa się w nocy!” Konsternacja. Co robić? Nikt nie ma siły, by powtarzać ujęcia. Ekipa decyduje się na korektę w scenariuszu. Nie ma wyjścia. Przecież trzeba jeszcze nakręcić scenę przybycia Woltera. Nie mówiąc już o akcji porodowej Katherine. Jak tak dalej pójdzie, z balonu zejdzie całe powietrze i ciąża się sama rozwiąże.

Wreszcie pora na drugą z zaplanowanych scen. Do ekipy dołącza Kuba. Jest już gotowy do gry, ale okazuje się, że coś nie pasuje. „Wygląda zbyt dziecinnie”- ocenia charakteryzatorka. Musimy domalować mu zarost. Marta błyskawicznie nanosi ciemny puder na twarz aktora. Kuba od razu zyskuje kilka lat i wygląd mocno zmęczonego.

Teraz akcja przenosi się do małego przedpokoju i na korytarz kamienicy. Kuba ma stukać do drzwi, Łukasz otworzyć je i powitać gościa. Banał. Wszyscy mają nadzieję, że teraz pójdzie łatwo. W porównaniu z poprzednią sceną – faktycznie tak jest, ale nie obejdzie się bez kilku dubli. Tym razem trzeba filmować osobno Kubę, osobno Łukasza. Potem to montażysta będzie jakoś sklejać.

Jest już nagrane przybycie Woltera/Kuby. Nadchodzi pora na sfilmowanie rozmowy z gospodarzem. Ma to być mocno emocjonalna scena dyskusji o polityce, o dojściu Hitlera do władzy. Reżyser decyduje się na lekką modyfikację scenariusza, który zresztą współtworzył. Żeby nie było zbyt statycznie, jak w telenowelach – Kuba ma wprowadzić element dramatyzmu, czyli chodzić, gestykulować i krzyczeć. Taka akcja przypada do gustu aktorowi, Kuba wydaje się w swoim żywiole. Chyba jednak nadmiernie koncentruje się na choreografii, bo co chwilę zapomina kwestii.

Ekipa traci cierpliwość, „ciężarna” Daria twierdzi, że jak nie zaczną sceny porodu, to urodzi sama. Zatem zmiana planów. Kuba ma się podszkolić, a filmowcy dają szansę Darii. Dobiega końca trzecia godzina pracy. Wszyscy dosłownie padają z nóg. Szczególnie pisząca te słowa. Dlatego nie obejrzę już mocno dramatycznej akcji w domu u Wilhelma i Helgi z udziałem ciężarnej Katharine.

Mam nadzieję zobaczyć to już pod koniec listopada, kiedy „Opowieść Złotoryjska” powinna być gotowa do pokazania mieszkańcom naszego miasta. Mam nadzieję, że zaangażowanie młodej ekipy debiutantów opłaci się, a autor ekranizowanej ksiązki, Andrzej Wojciechowski, nie okaże rozczarowania. Tymczasem trzymam kciuki za młodzież z Naszego Rio i jej projekt.

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *