Rozkręcili młyn

Na początku miało być zupełnie inaczej. Miała być tylko elektrownia wodna. W sumie to nieistotne gdzie. Mirek i Aneta prowadzili dobrze prosperujący biznes pod Poznaniem. Zajmowali się utylizowaniem odpadów niebezpiecznych. W pewnym momencie uznali, że trzeba poszukać jeszcze czegoś, co urozmaici ich działanie, czyli jak mówią – drugiej nogi biznesu. A że czas temu sprzyjał, rząd namawiał na inwestowanie w energię odnawialną, zdecydowali się na elektrownię. Najpierw myśleli o Pomorzu, ale tamta nie przypadła im do gustu i na szczęście – jak się po latach okazało – zdecydowali się kupić dawny młyn w Sędziszowej – okazały budynek z historią, pamiętający czasy Goethego i Mickiewicza.

W zasadzie nie musieli dużo zmieniać. Maszyny były w dobrym stanie. Po nieznacznym liftingu elektrownia ruszyła pełną parą. Był to dość opłacalny interes. Jednak nie na tyle, by mógł stanowić jedyne źródło utrzymania rodziny. Dlatego nadal prowadzili swój biznes pod Poznaniem, a tu zjeżdżali na weekendy. Wiedzieli, że nie muszą się martwić o funkcjonowanie elektrowni, bo podczas ich nieobecności maszyn doglądał sąsiad Bogusław Szyja.

W 2010 roku właściciele elektrowni uznali, że pomieszczenia młyna nie mogą się marnować. Tyle wolnej i ciekawej architektonicznie przestrzeni trzeba jakoś wykorzystać. Najpierw zaczęli tworzyć lokum dla siebie. Przecież musieli mieszkać w godnych warunkach, kiedy przyjeżdżali na weekendy – paradoksem jest, że choć mieszkali w elektrowni, to na początku nie mieli w domu prądu.

Powoli oswajali się z myślą, że Dolny Śląsk może być ciekawym pomysłem na życie dla Poznaniaków. Zrastali się z miejscem, a mieszkańcy Sędziszowej coraz bardziej akceptowali ich obecność. Jak mówią, włączając się w organizację Wianków pod Wielisławką, uczynili pierwszy krok w stronę integracji J.

To był też czas, kiedy zaczęła im świtać myśl, żeby dawny młyn zamienić na przystań dla turystów. Miejsce u podnóża Wielisławki nadawało się na agroturystykę. Teraz tylko trzeba było załatwić formalności w urzędach i remontować. Z tym drugim nie było większych problemów, bo inny sąsiad Janek Michałek okazał się zmyślnym budowlańcem, złotą rączką i człowiekiem-orkiestrą. Jak twierdzi właściciel Młyna Wielisław, pan Jan będzie miał chyba u nich pracę dożywotnio, bo zawsze jest coś do zrobienia.

Problemem, który o mało ich nie zniechęcił do działania, były jednak formalności, papiery, paragrafy…cała ta procedura, która powoduje, że ludziom odechciewa się inwestować w stare domy. Niestety, dziwne przepisy chronią ruiny, ale jeśli ktoś chce te ruiny odremontować, to rodzi się problem. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że konserwator zabytków nie mógł się zdecydować, czy młyn jest zabytkiem, czy nim nie jest. Zanim okazało się, że właściciele mogą remontować zgodnie ze swoimi planami, prace wstrzymano na pół roku. Tu warto dodać, że Aneta i Mirek to pasjonaci starych urządzeń, Nie chcieli zmieniać charakteru budynku. Istniejące a nieużywanie maszyny wkomponowali w przestrzeń mieszkalną. To nadaje charakteru pomieszczeniom i zdecydowanie odróżnia to gospodarstwo agroturystyczne od innych w okolicy.

Przez pięć lat, żyjąc między Poznaniem a Sędziszową, tworzyli Młyn Wielisław. W sierpniu ubiegłego roku przyjęli pierwszych gości. Udostępnili im 10 pokoi. Każdy inny. Każdy wyposażony w węzeł sanitarny. Standardu powstydzić się nie mogą. Pokoje i łazienki nie tylko są estetyczne ale i wygodne. Choć zachowują klimat dawnych czasów (drewno, metal), to jednak nowoczesność jest im nieobca – jest telewizor, lodóweczka, wi-fi, czajniki elektryczne i …niezależna od epoki – cisza. Mimo, że elektrownia ciągle pracuje, to robi to nienachalnie, a wręcz jednostajnym szumem kołysze do snu. Właściciele mówią, że ludzie chwalą sobie to, że się tu wysypiają.  Jak już się budzą, to mają ładne widoki z okien. No i blisko Wielisławę – górę, która kryje wiele tajemnic. O tych tajemnicach Mirek mówi swoim gościom. Opowiada o Herbercie Klose, o jego sekrecie, o skarbach, które być może ukryła góra. Oboje śmieją się, że mają już przygotowane łopaty dla tych, którzy będą chcieli szukać poniemieckiego skarbu.

Właściciele nie ograniczają się tylko do goszczenia u siebie turystów, ale też ich inspirują do zwiedzania okolic. Czasem Aneta sporządza gościom plan wycieczek, spis miejsc, które warto zobaczyć. Furorę robi, szczególnie wśród rodzin z dziećmi zagroda Sudecka w Dobkowie.

Do młyna przyjeżdża coraz więcej turystów. Zjeżdżają całe grupy zorganizowane, niedawno gościli tu poszukiwacze skarbów, byli też miłośnicy zabytków. Dwa razy już nawet przyjechali do nich wierzchem z Komarna amatorzy turystyki konnej. Konie znalazły miejsce na pobliskiej łące, a ich właściciele w wygodnych łóżkach młyna.

Gospodarze powoli, acz sukcesywnie urzeczywistniają swoje pomysły. Gotowy jest taras na dziedzińcu, grill, wędzarnia na potrzeby kuchni, ale jeszcze wiele planów czeka na realizację, jak na przykład staw, który chcą zagospodarować.

Kilka dni temu otworzyli restaurację. Od tego momentu liczą nie tylko na pensjonariuszy, ale też koneserów gęsiny, bo potrawy z tego mięsa stały się specialite de la maison. Do tego pomysłu właściciele młyna przekonali swojego kucharza – dawniej mistrza kuchni Pałacu Staniszów. Anetę martwi jedynie to, że w pobliżu nikt nie hoduje gęsi, które mogliby kupować. Na razie sprowadzają mięso z dalszej okolicy, a mogliby przecież wspierać lokalnych hodowców. Zresztą ich ideą jest, by dawać zatrudnienie tutejszym mieszkańcom. I pieniądze też zostawiać na miejscu. Obecnie zatrudniają niewiele osób, bo sami też pracują, ile się da. Mirek chwali się, że jego królestwem jest zmywak. To jego prywatna Anglia – jak się śmieje. Aneta świetnie czuje się w roli kelnerki, barmanki i baristki.

Mimo, że restauracja działa od niedawna, to zamówienia na imprezy okolicznościowe już się mnożą. Mieszkańcy Sędziszowej i okolic planują tu przyjęcia rodzinne: chrzciny, komunie, małe wesela. Widać, że brakowało takiego miejsca i wypada wierzyć, że młyn się rozkręci na dobre.

 

 

Iwona Pawłowska

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *