Problem z czekoladą

Jutro dzień nauczyciela. To nic, że napisałam małymi literami, przecież powstanie listopadowe czy II wojna światowa też tak piszemy, a były bardziej spektakularne i obfite w konsekwencje niż święto belfra. Dlaczego dzień nauczyciela a nie nauczycieli? To tak jakby w życiu każdego z nas był tylko jeden, który zasługuje na szacunek czy pamięć. Ktoś, kto lubi więcej niż jednego nauczyciela, musi być zboczony. Najlepiej nauczyciela w ogóle nie lubić. Taki jest trend. Poza tym nauczyciele sami siebie nie lubią, więc po co naruszać stan rzeczy. Łatwiej jest nie lubić nauczyciela. To nic nie kosztuje. Lubienie wiąże się z kwiatami lub czekoladkami. Dziś na przykład przyszły do mnie dzieci, obce, niepoddawane przeze mnie procesowi edukacji i przyniosły czekoladę oraz wyraziły chęć złożenia życzeń. Na wszelki wypadek zapytałam: Ale wy wiecie, że was nie uczę? Tak – lekko skonsternowane odrzekły. Na pewno? – upewniłam się. No wiemy – konsternacja ustąpiła lekkiej irytacji. I chcecie mi to dać? – kontynuowałam przesłuchanie. Tak – z pewnym uporem tkwiły przede mną. Więc wzięłam tę czekoladę i życzenia na klatę, ale do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego do mnie przyszły. Może dlatego właśnie, że ich nie uczę i jeszcze nie wiedzą, że można mnie nie lubić? I teraz zamiast cieszyć się czekoladą, która niewątpliwie powiększy mi masę…mięśniową, zastanawiam się nad tym, gdzie leży podstęp tych skądinąd miłych dzieciaków. Naprawdę lepiej nie lubić nauczycieli. Przynajmniej wtedy czują się normalnie 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *