Znacie ten stan?

Znacie ten błogostan, kiedy niczego się nie musi? Jest tyle czasu wolnego, że nie wiadomo, co robić. Można oglądać po raz sto trzydziesty piąty „Potop” w TV lub jakieś archiwalne perełki na Kulturze albo wrzucić na dvd płytę, co się ją nabyło wraz z miesięcznikiem. Można siedzieć z aromatyczną kawą, na której puszy się spienione mleko i kończyć ostatni rozdział książki, na co nie miało się wcześniej czasu. Można spróbować porozmawiać z domową młodzieżą o życiu, choć wymaga to przebicia się przez ich skupienie się na własnych snapchatach i innych instagramach. Można pytać co chwilę męża, czy ma ochotę na: tiramisu lub barszcz z uszkami, ewentualnie bigos bądź pierogi. Można jechać do rodziców i utknąć za ich stołem, gdzie wszystko zawsze jest pyszniejsze niż u siebie. Można włożyć ciepły dres i patrzeć na deszcz za oknem, który zupełnie rozgrzesza z braku ochoty na bieganie. Boże, ile można w te Święta! Od tego bogactwa możliwości zaczyna w końcu boleć głowa. To na dłuższą metę jest naprawdę męczące. Dobrze, że jeszcze tylko jeden dzień. A potem już nie będę zastanawiać się, co jeszcze można, bo zacznie się czas, kiedy wszystko trzeba. Na przykład trzeba wreszcie sprawdzić te wypracowania 3b 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *