Dziś sobie jeszcze prokrastynuję

Jest czwartek. Wielki Czwartek. Gdziekolwiek spojrzę, gdzie ucho przyłożę, tam wszyscy gotowi do świąt. Niektórzy już ustawiają się w blokach startowych, by wyruszyć z koszyczkiem do święcenia. A ja nawet nie wiem, gdzie mój koszyczek się podział. On ma ten sam złośliwy zwyczaj znikania jak stojak pod choinkę przed Bożym Narodzeniem. 
Miałam dziś tak dużo zrobić. Zrobiłam tyko zakupy. Dużo zakupów, ale pewnie to się nie liczy w ogólnym rozrachunku ilości obowiązków do wykonania. Chociaż biorąc pod uwagę w jak długich kolejkach do kas stałam, to mogę sobie pogratulować samozaparcia.
Kręgosłup po wczorajszym bieganiu strzelił focha, pokazał, kto tu rządzi i odmówił współpracy. Na dodatek na niebie dziś takie chmurzyska, kontrasty i kolory, że trudno mi powstrzymać się od chwycenia aparatu w dłoń i wyruszenia w dal, najlepiej tam, gdzie oderwę się od myśli o nieumytych oknach. Zresztą kto to widział myć okna w taki wiatr?
Poza tym do świąt jeszcze dwa dni. Zdążę. Wszystko zdążę zrobić.
Jak to miło dla ucha, że na pospolite lenistwo istnieje tak pięknie brzmiąca nazwa – prokrastynacja.
Dziś sobie jeszcze prokrastynuję 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *