„Egzaminator” sezon 13. rozpoczęty


Od tygodnia realizuję się już po raz trzynasty(!) jako egzaminator tzw. nowej matury ( nowa to chyba taka metafora).
Tak się składa, że sezon na matury pokrywa się z sezonem na piękną pogodę, tak więc żal ściska pośladki, kiedy patrzy się na wiosnę w pełni i jednocześnie na stos prac do sprawdzenia lub kolejkę maturzystów czekających do przepytania. A propos pośladków – kiedyś widziałam adekwatny do tego rysunek pokazujący schematycznie, jak wygląda tylna część pleców egzaminatora przed maturami i po nich. Klawiatura niuansów nie odda, ale mniej więcej będzie to tak: UU – pośladki przed, I_I_I – pośladki po . Spłaszczone siedzenie z odgniotkami to jednak najmniejsza cena, jaką się płaci za swoją rolę.
Najgorsze jest to, że na czas matur trzeba sobie stępić zmysły. Nic nie widzieć, nic nie słyszeć – szczególnie pomijać milczeniem, że Baryka zdradzał żonę z Justyną Bogutówną, Raskolnikow udał się na emigrację, a Konrad chciał zostać Winkelriedem narodów. Owszem, można uświadomić maturzyście, że tak nie było, ale abiturient zwykle przyjmuje to z niedowierzaniem, więc po co mącić mu błogi spokój. A kiedy takie fakty literackie wyczytuje się w pracach maturalnych, to nawet nie ma sposobności skonstruować informację zwrotną dla piszącego .
Na pocieszenie dodam, że wzrok, słuch i mowa wracają egzaminatorowi wraz z końcem sezonu maturalnego i wtedy mylenie Konrada z Kordianem już nie ujdzie uczniom na sucho.
Ale w sezonie „Egzaminatora” najgorsza jest świadomość nauczyciela, w jakiej grze bierze udział. Ta gra to rywalizacja miedzy systemem a nastolatkiem. Kto kogo przechytrzy? Centralna Komisja Egzaminacyjna maturzystę, czy młody człowiek system? Na razie jest 1:0 dla dzieciaków. Cokolwiek wymyśli „góra”, dół” zaraz rozwala ten system.
Od pewnego czasu popularny jest kalkulator maturalny, który wylicza dość precyzyjnie, na jakie pytanie trafi delikwent, kiedy przyjdzie mu losować z dostępnej puli zagadnień.
I tu się zaczyna zabawa. Maturzysta udaje przed komisją, że nie zna pytania, a komisja udaje, że mu wierzy.
Zastanawia mnie, jakie byłyby wyniki egzaminu, gdyby abiturient faktycznie nie znał pytań, bo obecnie – choć jest, jak jest – to “osiągi” nie zachwycają.
Od kilkunastu lat zadaję sobie pytanie, po co jeszcze jest matura? Nie byłoby lepiej, gdyby każdy licealista dostawał ją awansem, przekraczając po raz pierwszy progi liceum?
Myślę, że państwo dużo by na tym zaoszczędziło. Każdy egzaminator sporo kosztuje (jak dla mnie to akurat walor tej pracy:)). Ale z drugiej strony, czym nauczyciel straszyłby swoich uczniów przez prawie trzy lata nauki? .

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *