Burza w szklance wody

Moje wojaże po Górach Sowich już przekroczyły półmetek. Odcięta od niepokojących wieści z Wiejskiej, przemierzałam leśne dróżki i wylewałam siódme poty, docierając do wyznaczonego sobie celu. Zazwyczaj po to, by na świat popatrzeć z góry a przy okazji w jakimś schronisku skosztować regionalne, chmielone, złociste i na wzmocnienie cappuccino w tekturowym kubku. Szlaki były niemal bezludne. Kiedyś może byłby to powód do strachu, ale teraz im mniej człowieka koło mniej, tym bezpieczniej. O tym się przekonałam i tego się trzymam, przynajmniej na wakacjach, bo później to już nie ujdzie mi płazem .
Dziś, jako, że pogoda na wspinanie po górkach niespecjalnie się nadawała, pojechałam na zwiedzanie bardziej cywilizowane. Autem. Pierwszą różnica, jaką dostrzegłam, była ta, że na górskich szlakach ludzie są sobie życzliwsi. Tam ciągle żywy jest zwyczaj witania, pozdrawiania się po drodze. A turyści zmotoryzowani wyrażają zdziwienie na słowa: dzień dobry. Przyjmują je podejrzliwie lub z lekką ironią. Tak było miedzy innymi na drodze do zamku Grodno.
Ale nie o tym chciałam. Chciałam raczej o problemie, jaki sama sobie zafundowałam. Pojechałam do zespołu pałacowego w Jedlince, wiedząc, że od czerwca jest tam nowa atrakcja – replika pociągu Hitlera. Historia nie jest może moją najmocniejszą stroną, ale lubię poznawać rzeczywistość. Tę bliższą i dalszą. Teraźniejszą i przeszłą. Stąd pomysł, by tam, w Jedlince być i naocznie przekonać się, w jakim anturażu zapadały ważne decyzje, które przesądzały o historii Europy.
Kupiłam bilet, wysłuchałam wykładu bardzo sympatycznej przewodniczki, w zadumie obejrzałam kilkuminutowy film zmontowany z archiwalnych materiałów i zrobiłam parę zdjęć w ramach dokumentacji, bo taką już mam obsesję .
Zdjęcia te na swoje utrapienie umieściłam na fb w grupie dolnośląskiej. I zaczęło się. W skrócie mówiąc, wyszłam na osobę propagującą faszyzm, a jeśli nie, to przynajmniej sprzyjającą tej ideologii. Jeśli ktoś mnie zna, wie, jak daleka jestem od wszelkich ekstremizmów, a nacjonalizm i faszyzm, to dla mnie droga do piekła.
Nie pomogły tłumaczenia, że taki sposób przedstawiania historii jest metodą na edukację, szczególnie dla młodych ludzi; ludzi, dla których karty podręcznika i wykład nauczyciela nie są już atrakcyjne. Czasem z historią trzeba zmierzyć się na inne sposoby, co nie znaczy, że tym samym propaguje się zbrodnicze ideologie.
Uważam, że bardziej niebezpieczne jest przyzwolenie na kibolskie burdy lub palenie kukły Żyda niż na pociąg Hitlera w Jedlince.
I dlatego, idąc za ciosem, w sobotę zamierzam zwiedzić kompleks Riese. A od zdjęć też się nie powstrzymam .

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *