O polilokacji, czyli co gryzie Iwonę P. ;)


Ostatnio często łapię się na tym, że chciałabym mieć kilka żyć. Nie w takim sensie jak w grach komputerowych, gdzie zabity odżywa i jeszcze klika razy może być uśmiercony z podobnym skutkiem. Chciałabym mieć kilka żyć równoległych. Marzy mi się, by mieć dar bilokacji lub nawet polilokacji. Nie wiem, czy to objaw jakiejś neurozy czy innych zaburzeń, ale nie przypuszczam, by było coś normalnego w tym, że czuję niedosyt bycia pojedynczą w jednym miejscu. Wygląda to tak, że czytam książkę, delektuję się słowem, fabułą i nagle z tyłu głowy coś mnie zmusza, by odłożyć powieść i przebiec się z psem po polach. Kiedy już tak szwędam się po tych bezdrożach, ciągnąc Bogu ducha winne zwierzę na smyczy, zastanawiam się, czy nie powinnam w tym czasie wziąć aparatu i pojechać nad ulubione stawy, gdzie na pewno teraz roi się od motyli i ważek. A kiedy już spełniam marzenie o ważkach i motylach, myślę, czy nie lepiej by było, gdyby poszła na ten nowy film Machulskiego. Ale gdybym poszła do kina, to nie mogłabym dokończyć tej nowej powieści Olejnikowej…I tak da capo al fine.
Ale jest jeszcze coś gorszego, do czego, już za ciosem idąc, się przyznam. Oprócz kilku żyć, chciałabym nieć też co najmniej dwie głowy. Na wymianę. Nie chodzi mi wcale o to, co w tych głowach bym miała, bo to już inny koszmar. Chodzi raczej o to, co bym na nich nosiła. Co najmniej dwie głowy to moje marzenie, kiedy siedzę u fryzjera. Robię sobie kolor. Proszę o zimny popielaty blond. Wychodzę z salonu z zimnym popielatym blondem i już żałuję, bo chciałabym mieć ciepły miodowy brąz. Chciałabym mieć grzywkę i nie mieć grzywki, mieć włosy proste i jednocześnie kręcone.
Matko Bosko, bycie mną jest strasznie meczące. Szczególnie dla otocznia. Ale jeszcze tylko miesiąc wakacji i może trochę znormalnieję .

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *