Niezawodne koło

Jadę sobie rowerem w sobotnie sierpniowe popołudnie i widzę po drodze stada kombajnów. Gdzie okiem nie sięgnę, tam te wielkie maszyny pochłaniają rzepak i pszenicę. Strzygą pola i wznoszą tumany pyłu. Zostawiają po sobie lekki i kłujący zarost na ziemi. Za chwilę i on zniknie pod pługiem, który wzruszy pole.
Jadę i wchłaniam ten kurz z koszonej pszenicy. I jakoś dziwnie mi on niestraszny. Pachniepóźnoletnim popołudniem. Niestraszny on też licznie zgromadzonym bocianom, które niewzruszone niczym, towarzyszą warczącym kombajnom. Dla bocianów to raj. Polują na spłoszone myszy, które przegoniły kosiarki.
Jadę i myślę sobie, że tak niedawno widziałam to samo. Niedawno …rok temu… dwa lata temu…
Zamiast zabarwionej goryczą refleksji nad goniącym czasem, przemijaniem, przychodzi mi myśl, że świat nie wyszedł z rytmu. Wszystko toczy się tym starym, niezawodnym kołem. I jak autystyczne dziecko, czuję spokój z niezmienności rzeczy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *