Nauczyciel o poranku


Co jest najgorsze w mojej pracy? Najokropniejsze w rankingu spraw najtrudniejszych? Poranki i to, że ludzie po drugiej stronie biurka oczekują ode mnie, że o tej porze będę nauczać. Że opowiem o tym, czego nie wiedzą, czego nie znajdą w Internecie. Że opowiem z sensem i estetycznie. Bez lapsusów i tzw. jęków namysłu  I na dodatek powiem na tyle atrakcyjnie, że na moment zapomną w swoim ajfonie wejść na fejsa. I jeszcze będę mówić mądrze.
A ja, obciążona tym balastem oczekiwań, staję rano przed lustrem i czuję się taka głupia. O siódmej rano nie jestem elokwentna i i łatwo gubię sens najprostszych rzeczy. Gubię nawet grzebień i pomadkę. I nie ma szans, bym przez godzinę ogarnęła się na tyle, by przeistoczyć się w ucieleśnienie ideału lansowanego od lat przez Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie ma szans, ale staram się. Staram się przynajmniej uniknąć kompromitacji w oczach tych młodych ludzi z drugiej strony biurka. Staram się ich nie rozczarować. Spełnić choć namiastkę uczniowskich oczekiwań. Ratuję się kawą. Mocną jak chęć powrotu na wakacje. Na razie jeszcze doustnie, za chwilę przyjdzie czas, listopadowy czas, że będę ją aplikować dożylnie, by było szybciej i skuteczniej. I co z tego? Dziś i tak jedna z uczennic wolała spaść ze schodów i skręcić sobie nogę, by tylko nie iść na moją lekcję . A to dopiero początek roku. Ce la vie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *