Tłumaczenie się z “twórczości” i nie tylko ;)


Mówi do mnie ostatnio dobry znajomy: Usuń ten blog, dobrze ci radzę. Pytam, dlaczego? Bo ludzie czytają – słyszę. No i? – czekam na sensacyjny ciąg dalszy. I komentują potem – mówi z oburzeniem kolega.
Zdumienie odbiera mi mowę, aczkolwiek proces myślowy jest wciąż w fazie roboczej. No przecież po to piszę, by czytali. Nie jestem żadnym Herbertem, by pisać do szuflady, czekając na lepsze czasy. Lepsze już nie nadejdą. Wiem to na pewno. Te dobre już były i nic nie pomoże fakt, że je przeżyłam, bo najprawdopodobniej po prostu przegapiłam.
Ale mniejsza z tym. Niczego nie będę usuwać. To są moje myśli, moje słowa i to jestem cała ja. Taka, jaka jestem. Ani dobra, ani zła. A że komuś się nie podobam? Już wyrosłam z etapu, kiedy człowiek myśli, że musi być lubiany. Po czterdziestce niczego nie musisz, a wszystko możesz – mówi znaleziony w necie bon mot. Zatem mogę tu mówić, co sobie myślę. To naprawdę cudowny przywilej, bo mówię i nikt mi nie przerywa, nie wtrąca się, nie udaje, że słucha. A tak nawiasem pisząc, spróbujcie kiedyś podczas swojego monologu przerwać go i poczekajcie, czy ktoś z towarzystwa to zauważy? Założę się, że niekoniecznie. Szczególnie, kiedy będzie to towarzystwo nauczycieli. Kiedyś jedna ze znajomych, spoza belferskiej branży, podczas spotkania zapytała nas – nauczycielki: czy u was to tak zawsze, że wszystkie mówią, a żadna nie słucha? To jedno zdanie jest najlepszą charakterystyką człowieka współczesnego. Nie słuchamy – mówimy. I mnie się też to zdarza. O tak moi drodzy, dobrze znam swoje wady. Nie odróżniam prawej od lewej strony, nie umiem parkować, bywam roztrzepana i rozkojarzona. Nie jestem spostrzegawcza, popełniam gafy, brak mi konsekwencji. Jestem uparta i nerwowa. I o wstydzie – klnę jak szewc. Wszystko to prawda. Ale potrafię z tych ułomności charakteru śmiać się. Mam dystans do siebie, niestety mam go też do innych ludzi. Na szczęście nie jestem i nie zamierzam być politykiem, więc nie muszę mizdrzyć się, szeroko uśmiechać, gdy zżymam się od środka. Bywa, że moja twarz ma własne zachowania motoryczne, niezależne od okoliczności i mina wymyka mi się spod kontroli. Szczególnie ta grymaśna. Kiedyś, jeszcze w podstawówce, próbowałam coś z tym zrobić, bo wychowawczyni nieustannie skarżyła mojej mamie, że „robię miny”. Jednak mimo usilnych treningów przed lustrem, nie byłam w stanie przybrać uroczego wyrazu twarzy na myśl o ludziach głupich i podłych. I tak mam do dziś.
I mam ogromną prośbę do moich (nielicznych zapewne) przyjaciół i znajomych – wy też nie próbujcie mnie naprawiać. To bezowocne działanie. Żyję już prawie pół wieku i chcę umrzeć zepsuta . Ze szczerym wyrazem twarzy .

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *