Czas czekania


Kiedyś, dawno, dawno temu na Nowy Rok czekałam z niecierpliwością jak na coś magicznego. Jako dziecko wierzyłam, że wraz ze zmianą kalendarza, zmienia się świat i wszystko zaczyna się od nowa. Ta wiara rozwiała się dość szybko, jak wiele innych naiwnych rojeń wieku dziecięcego, na przykład to, że lekarze nie umierają, a pingwin to trzecia płeć. Dziś całkiem świadoma, że w noc między Sylwestrem a Nowym Rokiem nie wydarzy się nic spektakularnego i ta zmiana daty jest tylko umową między nami, nie czekam z dawną niecierpliwością na ten czas. Tym bardziej nie czekam, że każda nowa cyferka w dacie, jest jednocześnie cyfrą, która szpeci moją metrykę i oddala mnie od młodości. Czas biegnie i w tej swojej gonitwie rozpędza się na moich oczach. I kiedy fejsbuk przypomina mi, co robiłam rok, dwa lata temu, nie mogę uwierzyć, że to nie było wczoraj. Tracę poczucie czasu. Od poniedziałku do piątku, jeszcze jakoś to kontroluję, ale weekendy przelatują mi przed oczami i zastanawiam się, w którym miejscu zgubiłam te drogocenne godziny.
Wczoraj doszłam do wniosku, że to może dlatego, że nie umiem czerpać przyjemności z czekania. Tak jakby czas czekania, był czasem jałowym, nieznaczącym, straconym, spisanym po stronie WINIEN, a nie MA. Czekanie nazywam stratą czasu, a przecież w moim wieku nie stać mnie na straty w tej materii. Z czekania trzeba sobie uczynić przyjemność. Tak jak wczoraj, kiedy wybrałam się na zakupy i, co było do przewidzenia, nie mogłam znaleźć wolnego miejsca na przysklepowym parkingu. Mogłabym tak stać i czekać z irytacją, aż klient opuści market, zapakuje swoje torby do auta i odjedzie, zwalniając mi miejsce. Mogłabym objeżdżać parking po raz enty, jak kilka innych aut przede mną i spalać swoje nerwy oraz paliwo. A ja postanowiłam z czekania zrobić sobie przyjemność i pojechać na kawę do mamy. Zdecydowałam, by przegadać ten newralgiczny czas cudzych zakupów i nasycić się aromatem cappuccino, a potem wrócić na nieszczęsny parking, który w tym momencie już nęcił pustymi miejscami, bo za sobą miał oblężenie weekendowych klientów.
O przyjemności czekania starałam sobie przypomnieć, stojąc później przed światłami, kiedy przed sobą miałam jedno auto, ale to akurat nie chciało wbrew moim oczekiwaniom wykorzystać zielonej strzałki w prawo, w przeciwieństwie do mnie. Spokojnie, Iwona – pomyślałam – gdybyś nie stała na tych światłach nie zobaczyłabyś tego śmiesznego czerwonego autka, na widok którego trudno było się nie uśmiechnąć, ani nie poczułabyś się lepiej, szczuplej i dostojniej na widok tej kobiety w czarnych dresach, co szła w papierosem w ustach.
Trzeba szukać walorów czekania, bo czas, który nam jest tu dany, to nie tylko czas działania, ale też czas czekania.

Do Siego Roku 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *