Bajki dzieciństwa


Dawno nie odwiedzałam tzw. reżimówki, ale dziś, przeszukując program TV, w poszukiwaniu czegoś, co będzie do mnie gadało podczas przedświątecznego odgruzowywaniem mieszkania, ze smutkiem i nie ukrywam – zdumieniem – odkryłam, że już nie ma Dobranocek. Nie wiem, kiedy przestały być. Jakoś umknął mi ten fakt. Dzieci dorosłe, więc nie czułam zapotrzebowania na telewizyjne bajki. I przeoczyłam, że ktoś ukradł Dobranockę. Gdybym wiedziała, że się na to zanosi, pewnie bym jakiś protest uczyniła. Ale teraz już po ptakach. Biedne dzieci, co one teraz oglądają?
Nie ma Reksia ani Uszatka. Nie ma Krecika. Nie ma Żwirka i Muchomorka. Nie ma Misia Coralgola.
Boże, jakie te dzieci są teraz ubogie. Nie wiedzą nic o komitywie Bolka i Lolka oraz o niejasnym ich związku z Tosią. Nie podróżują z Baltazarem Gąbką, nie czują strachu przed szpiegiem z Krainy Deszczowców. Nie wiedzą, czym różni się stoicki cynizm Bonifacego od naiwności Filemona. Nie uczą się empatii od Reksia ani modelu rodzinny od Rumcajsa, Hanki i Cypiska z Jicina. Nie mają okazji cenić życzliwości Misia „co kapnięte uszko ma” ani marzyć o tym, by mieszkać w przytulnej budzie szlachetnego Reksia.
Ktoś to tym dzieciom zabrał. Zabrał im masę wrażeń i uczuć. Zabrał im okazję do podróży w krainę, gdzie dobro jest po właściwej stronie, a za zło ponosi się karę.
Może słusznie, po co mają czuć dysonans poznawczy, kiedy dorosną.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *