Bo 24 lata temu…

 

Kiedyś syn powiedział do mnie:
– Nauczyciel to łatwy zawód. Może zostanę nauczycielem.
– Dlaczego sądzisz, że łatwy?
– Skoro ty dajesz radę…. 
I wtedy uznałam to za skutek uboczny jego dziwnego poczucia humoru. Dziwnego, bo trzeba mieć czasem wrażliwość słonia i dystans do siebie jak stąd do Australii, aby przełknąć żart i się nie udławić. Podobnie jak jego przejęzyczeniami typu: Mamo, czy ty już przechodzisz melancholię?
Teraz, kiedy już na chłodno przeanalizowałam jego refleksję, dochodzę do wniosku, że coś w tym jest. Nie w melancholii, tylko w uczeniu. To naprawdę nic trudnego, szczególnie kiedy uczy się polskiego. W Polsce. Przecież po polsku mówią już wszyscy. Prawie wszyscy. Prawie po polsku.
A poza tym mamy tylko 18 godzin pracy i aż 3 miesiące urlopu. Kto ma lepiej? Chyba tylko bezrobotni. Ci z wyboru, bo innych już brak. A kwestia gratyfikacji nieznacznie tylko przechyla swą szalę na korzyść belfrów.
Jest tylko jedna trudność, z którą belfer musi się zmierzyć. Niechęć otoczenia. Bo kto lubi belfra? Uczeń? Jego rodzic? Dyrektor? Kuratorium? A może ministerstwo? Tak zwana opinia publiczna też nie lubi. A drugi nauczyciel? Tu również krucho.
A najbardziej nauczycieli nie lubią lekarze. Bo zbyt dociekliwi są. Nauczyciele rzecz jasna.
Kilka lat świetlnych wstecz przebywałam z moim synem (tym dowcipnym w przyszłości) w szpitalu. Był mały, więc towarzyszyłam mu na oddziale, wyręczając w opiece nad nim pielęgniarki. I co dzień przeżywałam tę samą sytuację podczas obchodu. Lekarz do pielęgniarek, a bardziej do siebie: „A to mama? Taaak, mama i na dodatek nauczycielka”. I rzecz jasna nie było w tym za grosz podziwu, uznania czy nawet wyrozumiałości. Byłam zjawiskiem niepożądanym, choć paradoksalnie przezroczystym, bo ze mną nikt nie rozmawiał, nikt nic nie wyjaśniał. Może personel sądził, że nauczyciel i tak wszystko wie.
Niedawno zapytałam swojego lekarza, czy skoro czuję się nieźle, to mogę wrócić do pracy? Doktor popatrzył wnikliwie i zapytał: „A gdzie pani pracuje?” „W szkole.” – odpowiedziałam. „W szkole…” – chwilę pomyślał i dodał: „Tam nikt nie powinien wracać. Ale skoro pani chce…” Chciałam.
Stereotyp nauczyciela utrwalił się w świadomości ludu i jest jak klątwa, ciasny gorset, który dusi („nauczycielowi to nie wypada”, „pedagog, a nie umie dzieci wychować”, „pracuje w szkole, a przeklina/pali/tak się ubiera”), ale na szczęście też pozwala nie paść na pysk, gdy wiotczeją mięśnie i zachować sztywny kręgosłup. Szczególnie kiedy niezależnie od okoliczności robi się swoje.
Do czego nie tylko nauczycieli namawiam.
P.S. Pozwoliłam sobie na te słodko-gorzkie refleksje dokładnie w 24. rocznicę odebrania dyplomu ukończenia szkoły, która zrobiła ze mnie belfra

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *