Mandu, sou i bejsbol

Mieczysław Pluta znany jest złotoryjanom jako świetny fizyk, wierny amator tenisa i człowiek, który przemierza świat.

Właśnie o podróżach i o ostatnim pobycie w Korei Południowej opowiada w naszej rozmowie.

Iwona Pawłowska: Jak Pan trafił ponownie do Korei?

Mieczysław Pluta: To jest kontynuacja starej historii. Kiedy pracowałem w Niemczech na uniwersytecie, poznałem profesora Kima z Korei, z którym wiele lat później współpracowałem. Kiedy Kim wrócił do Korei, napisał projekt i zaprosił mnie do jego realizacji. Tam jest dobrze widziane zaprosić naukowca z doświadczeniem. I tak się też stało.

Pracuje Pan tam jako nauczyciel akademicki?

Nie. Pracuję w firmie pana Kima. Firma zajmuje się instalowaniem kamer na liniach produkcyjnych. A w Korei automatyzacja jest daleko posunięta. Zakłady, które chcą sobie zautomatyzować linię produkcyjną, potrzebują sprawdzać jakość montażu czy ogólnie mówiąc – produkcji. Do tego służą właśnie kamery, którymi się zajmuję. To musi być dobra optyka i oprogramowanie, które rozpozna, czy to, co widzi kamera, jest właściwe, czy nie.

Zatem nie zajmuję się dydaktyką, ale wykorzystuję w praktyce swoją wiedzę z zakresu optyki i programowania

Długo trwał Pana pobyt w Korei?

Gdyby tak zsumować wszystkie moje wyjazdy, to okazałoby się, że 6, a może 7 lat. Od 2012 roku jestem tam niemal bez przerwy, tu tylko wpadam na urlop.

Czy już Pan się tam zadomowił?

Bardzo lubię miejscowość, w której mieszkam. Żona również. Mamy swoje ulubione kluby i restauracje. Mamy swoje ulubione potrawy. No i ludzi też poznaliśmy. Koreańczycy odnoszą się do nas fajnie. Myślę, że szczególnie lubią Europejczyków.

Natomiast czy to jest moje miejsce? Nie. To ciągle jest to tak zwane daleko. Może dlatego, że wstyd przyznać słabo umiem ich język i żyję tak jakby przez ścianę. Brak pełnej komunikacji utrudnia kontakty. W pracy czy z młodymi ludźmi posługuję się językiem angielskim

Pana wizytówka jest w języku koreańskim? Poznał Pan już ich pismo?

Tak to tylko 24 znaki. Podobnie jak u nas w alfabecie łacińskim, więc to nie jest problem. Litery układane są sylabami w kółeczka. Trochę jest to podobne do zapisu chińskiego. Zresztą kultura koreańska ma wiele wspólnego z kulturą chińską. Kiedy byłem pierwszy raz w Korei część gazet była jeszcze wydawana w języku chińskim. Starsza generacja Koreańczyków zna chiński. Ale interesują się też kulturą europejską. Znają aktorów, kompozytorów z naszego kontynentu. Szczególnie popularna jest europejska muzyka klasyczna.

 

To rodzaj snobizmu?

Niekoniecznie. Koreańczycy są muzykalni w ogóle. Od najmłodszych lat uczy się dzieci gry na różnych instrumentach. Tradycją jest wspólne, rodzinne muzykowanie. Rodzina mojego szefa jest tego przykładem. Żona gra na pianinie i wiolonczeli, córki na skrzypcach…

 

Ma Pan wrażenie, że Koreańczycy są lepiej wykształceni niż my?

Oni kładą nacisk na tradycyjną edukację. I edukacja też jest tradycją. O prestiżu w społeczeństwie nie decydowało urodzenie, ale poziom wykształcenia i zdane egzaminy. To dawało podstawy do rozpoczęcia ścieżki kariery.  Obecnie w rankingu liczą się trzy uczelnie i wszystkie ambitne dzieciaki walczą, by dostać się do jednej z tych szkół wyższych. Słyszałem, że uczą się tak pilnie, by zebrać odpowiednie punkty, że śpią po 3 – 4 godziny dziennie. Wyścig do kariery rozpoczyna się od przedszkola. Słyszałem, że dobrze, by w CV mieć na przykład zaliczone przedszkole w dzielnicy Seulu Gangnam-gu. Ale oni to traktują jako coś wbudowanego w ich kulturę.

Chyba są bardziej zdyscyplinowani, posłuszni niż Europejczycy? Mniej spontaniczni?

W szkole na pewno. Na lekcjach czy wykładach rzadkością są pytania ze strony uczniów. Skupione słuchają. Nauczyciel to mistrz. To zupełnie inaczej niż w Europie czy Stanach, gdzie podstawą jest dyskusja, walka na argumenty. Takie metody w Korei są niedopuszczalne.

Szacunek do starszych i przełożonych też jest częścią kultury koreańskiej?

Tak. Świetnie to widać w sytuacjach codziennych. Udało mi się zaobserwować, jak dzieci czekają na przystanku na autobus, który odwozi je do szkoły czy przedszkola. Kiedy przyjeżdża, wysiada z niego nauczycielka, wtedy dziecko nisko kłania się pani, ona lekko skłania głowę, a potem dziecko składa ukłon swoim rodzicom. I taki gest ustawia hierarchię na cały dzień ????.

Skoro mowa o posłuszeństwie, skromności i dyscyplinie to warto wspomnieć o mundurkach. Już ubierane są od przedszkola przez dzieci. Fajnie to wygląda, jaki idą grupą, trzymają się za rączki, maja takie same tornistry, ubranka …Łatwo nad takim towarzystwem zapanować. Ale też dzieci same chyba wiedzą, jak się zachować i rodzice nie muszą być tak nadopiekuńczy jak u nas.  Sam widziałem sytuację na stacji metra, kiedy mama rozmawiała przez telefon, dziecko stało pół metra od brzegu peronu a u rodzica nie widziałem żadnego stresu. Podobnie na ulicy. Nie ma takiego zwyczaju trzymania dziecka za rączkę. Z jednej strony jest duże zaufanie dorosłych do młodszych, a z drugiej większa karność dzieciaków. W ogóle jest większe zaufanie do rozsądku obywateli w Korei. Przykładem są mosty. Nawet nad rwąca rzeką niekoniecznie mosty mają poręcze.

Korea to kraj, który świetnie łączy tradycję z nowoczesnością. Czy tam bardziej inwestuje się w nowe technologie niż u nas?

Ja trochę straciłem z oczu, to co dzieje się w Polsce. Ale ostatnio byłem u syna we Wrocławiu i kiedy mnie woził po mieście, byłem zdziwiony, jak to miasto się zmieniło, ile nowych obiektów powstało. Mam nadzieję, ze w innych sferach też tak jest. A w Korei? To prawda, jest to jeden z bardziej przodujących krajów. Każda mała firma stawia na innowacje, automatyzację?

Nie przekłada się to na wzrost bezrobocia, kiedy ludzi zastępują maszyny?

Tak, to prawda. W Korei mają bezrobocie.  Nie tylko z tym problemem się borykają. Dziś właśnie słuchałem wiadomości i dowiedziałem się, że poprzednia pani prezydent została skazana przez sąd na 24 lata więzienia. To w ogóle ciekawa historia. Ta kobieta to córka poprzedniego prezydenta Parka, który rządził 16 lat krajem. Po śmierci matki pełniła funkcję Pierwszej damy u boku ojca. Miała więc doświadczenie i obycie polityczne, a jednak okazało się, że dała się wkręcić w jakieś niefajne historie (korupcja i wymuszenia), które doprowadziły do odsunięcia jej od władzy i skazania.

Prawdopodobnie sprawując władzę, podejmując decyzję korzystała z usług wróżki, która była dopuszczana do pewnych tajemnic państwowych.

Nowy prezydent za punkt honoru postawił sobie naprawę tych szkód i przede wszystkim walkę z bezrobociem, szczególnie bezrobociem młodych.

W Korei większość młodych ludzi studiuje, Potem chłopcy mają obowiązkowo dwa lata wojska.

Obowiązek wojskowy wynika z sąsiedztwa Korei Północnej?

Tak Musi być formalna gotowość do obrony w razie wojny. Natomiast na co dzień na ulicach miast nie widać żadnego napięcia. My z oddalenia bardziej się tym przejmujemy niż sami Koreańczycy.

Teraz nic się nie będzie niepokojącego działo. Jest wiosna. Żołnierze północnokoreański idą w pole do prac rolnych.

To już całkiem inny świat?

Ja myślę, że to jakby inna planeta. I z tej innej planety zdarzają się ucieczki. Wiem, że ludzie uciekają przed reżimem przez Chiny, Tajlandię. Jednak wiele z tych prób ucieczek kończy się tragicznie. Korea Północna może być dla młodych żywym przykładem tego, co robi system totalitarny z człowiekiem i jak myląca może być nazwa Ludowa, kiedy lud nie ma nic do powiedzenia.

Żeby przyjechać do Korei południowej wystarczy paszport?

Nie, trzeba mieć wizę. Ona obowiązuje chyba przez 3 miesiące.

Polecam tam przyjechać wiosną. Wtedy jest pięknie, kiedy kwitną wiśnie. Lato niestety jest bardzo upalne i duszne. I nawet nie ma sensu wychodzić na ulicę, na spacery. Ale potem jest bardzo fajna jesień. Lasy czerwienieją i robi się ładnie. Klimat też jest znośniejszy. Wtedy, gdy jest ładnie zapraszam do siebie żonę. Spędza czas, jeżdżąc na rowerze, bo mamy tam urokliwe trasy wzdłuż rzeczki. Ale jak jej się znudzi, to ogląda przez internet mecze tenisowe, bo to bardzo lubi. A po mojej pracy wychodzimy razem na przykład do jakiejś fajnej knajpki.

Co serwują koreańskie tradycyjne knajpy?

Koreańczycy po pracy lubią wypić. Najczęściej piją soju. Jest bardzo tania, poniżej dolara. Jest to tradycyjny trunek alkoholowy na bazie ryżu, ma od 20%. Soju jest bardzo dobra do grillowanych mięs. Koreańczycy w grillowaniu są znacznie lepsi od nas. Co druga knajpka oferuje taki tym potraw. Mają różne techniki grillowania, na węglu drzewnym, na gazie, na płytach podgrzewanych…

Robią też świetne pierogi – mandu. Są delikatniejsze niż nasze, chyba z mąką ryżową. Nadzienie mają różne, często z mięsem. Dobre są też kimchi, czyli kiszone liście kapusty, podobnej do pekińskiej, a w nie zawinięta jest pasta z ostrej papryki. Dokłada się do nich też coś z owoców morza. To razem fermentuje, a potem kroi się kimchi w małe kwadraciki i podaje jako przystawkę. Przysmakiem jest też kiszona rzodkiew.

Bliżej morza popularne są restauracje z krewetkami, małżami i krabami. W środku stoją wielkie akwaria i klient wybiera sobie przyszłą potrawę, którą może sam zgrillować. Kiedyś tak ze znajomym wskazaliśmy palcem na jakieś pływające stworzenia i potem nie wiedzieliśmy, w jakiej formie to jeść, więc na wszelki wypadek suto zapijaliśmy. Nie skończyło się to dobrze ????

Co ciekawe, w tradycyjnych knajpach siedzi się na podłodze, stolik jest niski i jest wrażenie jakby siedziało się przy ognisku. W domach też posiłki spożywa się na podłodze. Kanapy krzesła i fotele służą do relaksu.

Koreańczycy nie znają takich deserów jak nasze. Ciasta nie są popularne. Za deser mogą służyć pokrojone kawałki jabłka.

W Korei tradycyjnie je się pałeczkami i dziś, kiedy mam nóż i widelec, zastanawiam się, czy dobrze nimi operuję.

Czy ta dieta przekłada się na sylwetki Koreańczyków?

Większość z nich jest szczupła. Jednak jest coraz więcej młodych ludzi, którzy mają problem z otyłością. To raczej wina fast foodów, które w Korei są tak samo popularne jak w Europie.

Mają zamiłowanie do sportu?

Wśród moich znajomych najpopularniejszy jest bejsbol. Choć trzeba przyznać, że raczej w formie biernej, czyli po prostu kibicują zawodnikom. Od czasu do czasu sami wezmą piłkę i trochę poodbijają. Ale widziałem też podczas porannych niedzielnych spacerów takie obrazki, jak dzieci na boisku dobie trenowały, a rodzice siedzieli na trawie i robili sobie piknik.

Mówił Pan, że Koreańczycy lubią odpoczywać przy alkoholu. Czy w związku z tym widać przykre tego efekty?

Nie są na pewno agresywni. Wręcz przeciwnie – stają się nazbyt uprzejmi, wylewni, bardzo chcą pomóc. Oczywiście bywają czasem hałaśliwi na ulicy, gdy wracają z lokalu, ale przez tyle lat, kiedy tam byłem, nie widziałem przejawów chuligaństwa i agresji. Może to wynika z wychowania, może ze świadomości monitorowania ulic miast. Policji nie widać na każdym kroku, jest bardzo dyskretna.

Jakie są koreańskie ulice?

W porównaniu z nimi, nasze są szare. Tam jest bardzo agresywna reklama. Nawet drzwi oklejone są reklamami. Na wielopiętrowych budynkach każde piętro obwieszone jest neonami, które migają wieczorem i w nocy. Ale ludzie czują się z tym dobrze, przed knajpkami ustawione są stoliki, ludzie przesiadują, konsumują, rozmawiają, bawią się. Jest gwarnie. Co więcej przed sieciówkami też są stoliki, przy których można sobie odpocząć przed kolejnymi zakupami.

Koreańczycy są towarzyscy?

Myślę, że tak. W firmach jest zwyczaj, że w piątkowe popołudnia pracownicy idą z szefem do knajpki. Jak już zjedzą i pogadają, to zaczyna się karaoke. Oni to uwielbiają. Lubią się też spotykać w grupach podczas uprawiania sportu czy wycieczek w góry. Wtedy zazwyczaj można rozpoznać te grupy po jednakowych kamizelkach lub innych częściach garderoby. Nie są takimi indywidualistami jak my. Lubią się organizować.

Grupy stanowią ludzie zwykle w tym samym wieku. Jeśli pojawia się ktoś starszy, to trzeba już mówić do niego innym językiem, inne słownictwo dobierać. To wynika z szacunku do wieku. Nawet młodsza siostra do starszej powinna stylem wypowiedzi podkreślać swój szacunek do niej.

To naprawdę dość egzotyczne dla nas. A w ogóle dużo jest Polaków w Korei?

Jest teraz wielu studiujących młodych ludzi, są też mieszane małżeństwa. Z tych związków zresztą pochodzą naprawdę śliczne dzieci ????.

Myślę, że może 200 – 300 Polaków by się uzbierało w całej Korei. I powiem, że spotkania z rodakami są tam bardzo serdeczne.

To cieszy, że przynajmniej w Korei Polak Polakowi nie jest wilkiem. Dziękuje za rozmowę i życzę kolejnych miłych wrażeń z pobytu w Azji i być może następnych relacji do „Echa”.


Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *