Polonista na wakacjach ;)


Wczoraj hucznie w mediach obchodzono dzień hot doga. Skądinąd zadziwia mnie nachalne promowanie fast foodów w czasach walki ze śmieciowym jedzeniem, ale to już inna sprawa. Przy okazji przypomniało mi się, jak kilkanaście lat temu próbowano wyrugować z polskiego języka wszystkie anglicyzmy, którymi tak chętnie zaczęliśmy się posługiwać, szczególnie po upadku komuny, widząc w języku angielskim namiastkę wolności.
Oczywiście puryści językowi mieli rozmaite propozycje polskich odpowiedników nazw na hamburgery, hot dogi, pizze, knysze…Ale sztucznie stworzone słowa okazały się mało atrakcyjne dla Polaków, więc akcja oczyszczania języka z anglicyzmów spaliła na panewce. Podobnie zresztą jak tuż po wojnie walka z germanizmami.
Bo język to twór żywy i żadne sztuczne bariery nie hamują jego ewolucji. I nie wiem już czy to dobrze, czy źle. Bo o ile jestem człowiekiem dość liberalnym w każdej kwestii, zatem nawet językowej, to skóra mi cierpnie, kiedy słyszę, co sączy się z mediów za sprawą wszelkiej maści ekspertów i dziennikarzy.
I jak tu poprawiać błędne konstrukcje, którymi posługuje się młodzież, kiedy takie same potworki językowe pobrzmiewają wokół. Kiedyś telewizja i radio mogły być wyznacznikiem poprawnego mówienia. Staranna polszczyzna spikerów, dziennikarzy, a nawet – o dziwo – polityków mogła być wzorem do kopiowania. Dziś dziennikarzem może być każdy: nastoletnia influencerka, ex Miss Polonia, słynna WAG, trenerka fitness… i to w mediach publicznych. Niedawno kraj obiegła nowina, że do tego fachu aspiruje (sorry: aplikuje) jedna ze słynnych z Pudelka i You Tube sióstr Godlewskich. Zatem nie można liczyć na odtworzenie tradycji dobrego i poprawnego mówienia czy pisania w mediach. To ne vrati.
A dziś siedzę sobie, bo co mam robić na wakacjach, przed telewizorem i słyszę od mistrza fryzjerskiego: „Ja pokażę tobie szampon X. Przez to dobry jest on dla facetów…” Po czymś takim jeży mi się skóra na głowie i odrastające włosy stają dęba. Za chwilę reklama, w której młoda kobieta zwraca się do farmaceutki tekstem: „Lekarz polecił mi wyrób medyczny…” Na to farmaceutka odpowiada, że ona proponuje inny „wyrób medyczny”, a ja zastanawiam się, dlaczego w aptece kupuję prozaiczne lekarstwa. Może nie jestem en vogue , a może lekarstwa są gorsze od „wyrobów medycznych”? Może teraz nabywa się drogą zakupu wyroby mleczarskie zamiast serów albo wyroby tekstylne, a nie sukienki? Muszę to sprawdzić empirycznie.
Żeby tego było mało, telewizja śniadaniowa emituje rozmowę z ekspertem od turystyki. A ten fachowiec, opowiadając o zwyczajach turystycznych rozmaitych nacji, mówi: „Taką domeną Polaków, a bynajmniej Polaków, których znam…” Dwa zdania i już mam odczyn alergiczny na skórze i problem, jak mam później uczniom tłumaczyć, że „bynajmniej” nie jest synonimem słowa „przynajmniej”. A bynajmniej nie mam przyjemności walczyć z tym słowem wśród swoich znajomych i przyjaciół ????.
Napełniona sieczką medialną, bliska wstrząsu anafilaktycznego, wsiadam do auta, z ulgą odcinam się od telewizyjnego przekazu. Ale teraz atakuje mnie radio. A w nim zapowiedź imprezy, która „dedykowana jest dla osób lubiących historię”. No tak, teraz już nie przeznaczamy, tylko „dedykujemy”, tak samo, jak nie ubiegamy się o coś, tylko „aplikujemy”. Brzmi poważniej, efektowniej, tak…korporacyjnie ????
Na tym kończę, bo zbliża się deadline mojego projektu na dzień dzisiejszy, za chwilę muszę wykonać obiad dedykowany dla rodziny. Niestety, posiadam tylko wyroby piekarnicze i mięsne (bynajmniej taki mi się wydaje), przez to będę mogła zrobić hot dogi lub hamburgery, jednak obawiam się o to, jaki dostanę feedback.

Z wyrazami szacunku
polonista na wakacjach po przedawkowaniu TV
fot.Internety

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *