Może jak się ochłodzi…


Nie wiem, czy na starość zrobiłam się wybredna, czy to coś ze światem nie tak? Coraz więcej rzeczy mi się nie podoba. Nawet w sklepie z ciuchami trudno mi znaleźć coś, co zachwyci a jednocześnie będzie dostosowane do mojego wieku i parametrów ????. Nie jestem żadną snobką ani koneserką, a jednak kręcę nosem na niektóre nowe zjawiska, zazwyczaj w sferze ogólnie pojętej kultury, szczególnie tak zwanej masowej. Może to dlatego, że świat pędzi jak pendolino, a ja zostałam na jakiejś bocznicy nieczynnej stacyjki. Mam taką koszulkę z napisem: „Nie jestem stara, jestem retro”. I to „retro” jest dla mnie synonimem starego, dobrego świata zasad i obyczajów, świata, który pewnie podlega procesowi idealizacji wspomnień. Świata autorytetów i ludzi wielkich, zdolnych, charyzmatycznych, których nota bene teraz modne jest obśmiać i poniżyć, dla podniesienia własnej oceny. Świata, gdzie nawet masło było masłem, wędlina robiona z mięsa, a chleb z mąki z glutenem.
Uświadomiłam sobie też, że nie tylko jestem wybredna wobec rzeczy, ale ostatnio nawet ludzi, w których teraz też mniej człowieka. Coraz mniej mi się podobają. Sama sobie też, ale to już raczej inna sprawa i przyczyna. Nigdy nie miałam wobec siebie nadmiaru sympatii, a wraz z wiekiem wyostrza mi się optyka. Rzecz jasna – ta wewnętrzna, bo wzrok wręcz przeciwnie.
Ludzie mnie rozczarowują, może dlatego, że tracą przy bliższym poznaniu, a może dlatego, że mam wobec nich zbyt wygórowane oczekiwania. Może dlatego lepiej nie poznawać nikogo bliżej, nie pozwalać sobie na poufałość, zachować zdrowy dystans, nie czytać, nie oglądać? A może obniżyć poprzeczkę i zadowolić się już takim otoczeniem, co nie mierzy do mnie z procy albo na mój widok nie spluwa pod nogi? Ale to, że wbija nóż w plecy, wtedy trzeba przyjąć za potencjalny fakt.
Tylko ja nie chcę obniżać wymagań. Ani wobec rzeczy, ani ludzi. Nie zadowala mnie bylejakość: materiał, co rozpada się po pierwszym praniu, bryndza emocjonalna czy mentalna. I dochodzę do momentu w swoim życiu, że mam ochotę chwycić za lampę i, jak Diogenes, szukać człowieka. Takiego, „co ma tak za tak – nie za nie, bez światłocienia”. Albo poczekam aż się ochłodzi. Może przynajmniej trochę ten świat znormalnieje. I ja 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *