I nie myśleć, co będzie dalej…


Od rana obezwładniający upał. Nie wiem, który to już dzień, kiedy z nadzieją sprawdzam aplikację burzową, wypatrując na mapie czerwonych plam w okolicach mojego miasta, albo w niebo, czy nie pojawiają się jakieś chmury, które na chwilę przytłumiłyby żar słońca.
W takiej chwili błogosławię czas, kiedy zdecydowałam się zostać belfrem. Chociaż, kiedy podejmowałam tę decyzję, nie myślałam, że te dwa miesiące w roku będą najfajniejszym czasem mojej pracy  :).
Współczuje serdecznie wszystkim, którzy nie mając wyboru, pracują w ten ukrop. Wczoraj, miałam wyrzuty sumienia, patrząc na listonosza, który przyniósł mi listy, ciągnąc za sobą torbę na kółkach. Miałam ochotę go przepraszać za nadawcę, który nie chciał w ten czas skorzystać z emaila.
Za to, kiedy pojechałam zatankować auto, długo zwlekałam, by wyjść z klimatyzowanego pomieszczenia stacji.
W sumie, to teraz tylko w aucie jest w miarę znośnie, ale przecież nie można cały dzień jeździć bez celu, bo też za co?
Moja wydajność jako pracownika jest odwrotnie proporcjonalna do temperatury latem, zimą – wręcz przeciwnie  :).
Dlatego wciąż odkładam na chłodniej artykuł do Echa i wyjazd na reportaż. Nawet czytanie idzie mi niemrawo, bo ruchy gałek ocznych też pocą oczy . Z podobnego powodu i braku cienia nawet nie biegam po łące za owadami. A gotowanie redukuję do niezbędnego minimum. Na szczęście rodzina wykazuje daleko posuniętą wyrozumiałość.
Najlepiej mi wychodzi siedzenie pod drzewami w ogrodzie i oglądanie ptaków, którym przygotowałam mikroskopijny basenik do schładzania piór.
I picie kawy. Bo odpędza ból głowy.
Wiem, że to półmetek wakacji. Co przyniesie sierpień? Nie wiem. I mimo obezwładniającego upału, cieszę się względnym spokojem, starając się nie myśleć, co będzie dalej…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *