Serce w talerzu ;)


W obiegowej opinii jednym z bardziej stresujących momentów w życiu oprócz rozwodu rodziców, śmierci najbliższych i pobytu w więzieniu jest wyprowadzka dzieci. Tak zwany syndrom pustego gniazda to zjawisko, którym straszy się małżeństwa z takim stażem jak nasze. A ja sobie myślę, że nie ma w tym nic strasznego poza faktem, że trzeba pilnować terminu, który syn i na jaki weekend wraca, by zaczerpnąć domowej, sielskiej atmosfery i nie tylko 🙂
W zasadzie wtedy zaczynają się schody. Bo trzeba takie dziecko po domowemu przyjąć, zapewnić dobre słowo i pełny talerz. O to pierwsze nietrudno (do czasu), ale z talerzem bywa różnie. Nie jest problemem go zapełnić, ale zmartwienie polega na tym, czy to, co na talerzu akurat jest spełnieniem oczekiwań dorosłej latorośli. Z dorosłą problem jest taki, że nie nakarmi się jej na siłę albo sposobem „na zagadywanie” czyli odwracanie uwagi (o, popatrz, leci samolocik…). Dorosła latorośl powie: Nie smakuje, może masz coś innego?
I cały wysiłek idzie w…maliny.
Wczoraj tak miałam. Syn zawitał, to myślę sobie, niech nie sądzi, że mama tego nie docenia. Zrobiłam zupę, co to w jego dzieciństwie uchodziła za przysmak – krupnik na serduszkach. To właśnie do tej zupy wysłałam go do sklepu, by kupił natkę pietruszki, a on wrócił z korzeniem chrzanu. Na szczęście, dzięki grupie szybkiego reagowania natka się znalazła i zupa mogła zostać nią zwieńczona jak tort wisienką.
Wtedy wołam syna na obiad, a on pyta: A co jest? Tłumaczę z zadowoleniem, co upichciłam i słyszę: Mamo, pomyliłaś mnie z Maksem. On lubi serduszkową. Ja nie cierpię!
Ale kiedyś jadłeś – nie daję za wygraną, bo a nuż perswazja okaże się skuteczna i mój wysiłek nie zostanie doceniony jedynie przez niezawodnego na tym polu Męża. Gotowa nawet jestem na wyciąganie serduszek z zupy, by udawała inną. Ale słyszę:
Tak, lubiłem, jak miałem 6 lat. Ale już urosłem i przestałem lubić. Nie cierpię serduszek – gasi moją nadzieję syn.
I niech mnie ktoś spróbuje straszyć syndromem opuszczonego gniazda, to chyba poznam go z moimi dziećmi 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *