A ja lubię Zaduszki

Zaduszki to dzień, który powinien wywołać w nas smutek na wspomnienie pożegnań z tymi, którzy byli nam bliscy. Tak się dziwnie złożyło, że (z nie wiadomo jakich przyczyn) ten smutek towarzyszy nam w z radosny z założenia dzień Wszystkich Świętych, a Zaduszki traktujemy marginalnie, wszak to zwykle już dzień normalnej pracy, powrotu do zwyczajności.

A ja lubię Zaduszki. Nie ma już na cmentarzach tego irytującego tłoku, nie ma przeciskania się między grobami, nerwówki na drogach dojazdowych do nekropolii…Jest za to okazja, by w spokoju przespacerować się po cmentarzach i poplotkować o zmarłych. Wiem, że brzmi to niestosownie, ale w ten dzień przywoływanie zmarłych i traktowanie ich na równi z żyjącymi staje się dla mnie normalne i jakby… uzasadnione kulturowo.

Lubię iść alejkami i czytać inskrypcje nagrobne, z ciekawością patrzę na daty urodzin i śmierci, próbuję dopisywać historię, która wydarzyła się między początkiem a końcem tu spoczywających.

Lubię patrzeć na stare groby, o których wciąż ktoś pamięta. To taki dowód na ciągłość życia.

Lubię mały wiejski cmentarz, gdzie leżą dziadkowie w towarzystwie swoich sąsiadów, zarówno za życia jaki i po śmierci. Wiele tych nazwisk pamiętam, bo wymieniała je babcia, opowiadając najnowsze ploteczki zza płotu, niektórych pamiętam, bo poznałam, bawiąc się na ich podwórku z wnukami, moimi rówieśnikami.

Ze zdziwieniem też obserwuję, że przybywa miejsc, gdzie powinnam zapalić świeczkę. To dowód na to, jak wiele ze znanych mi osób przeszło na tę drugą stronę.

Idąc między grobami, wskrzeszam tych ludzi swoją pamięcią.

Bo tylko tak możemy wygrać ze śmiercią.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *