Mam w domu szafę bardzo starą …


Przedświąteczny czas sprzyja porządkom. To znaczy – prowokuje do nich. Nie wiem, skąd wzięło się przekonanie, że bez czystych okien i wypucowanych mebli nie odbędzie się wszystko tak, jak należy. Dlatego zwykle przed świętami chodzę z poczuciem winy, sumieniem, które wyrzuca mi na twarz rumieniec wstydu, gdy wokół mnie rozbrzmiewają dialogi o świątecznych manewrach. I to rozczarowanie w oczach własnej mamy, gdy pyta, co już zrobiłam na święta, a ja odpowiadam: jeszcze nic, czekam na dobry moment… Szkopuł w tym, że nigdy nie ma dobrego momentu, bo zawsze jest coś ciekawszego do zrobienia niż na przykład farsz na uszka i pierogi.
No ale przecież i za to trzeba się zabrać, bo …trzeba. Skoro cały rok kupuję, to raz na 12 miesięcy mogę zrobić, ulepić, ugotować, wejść w tradycyjną, bezpieczną rolę zagwarantowaną mi przez tradycję.
Grzyby się gotują, to można w tym czasie zająć się szafą. Zrobić coś, by po otwarciu drzwi, nie rzucały się na mnie zapomniane już sukienki, sweterki, spodnie i skarpetki bez pary. No i przede wszystkim, by te drzwi wreszcie się domknęły. Praca w szafie okazuje się bardziej żmudna niż uszka i pierogi. Nie wystarczy przecież posegregować i poskładać, trzeba jeszcze ocenić przydatność, termin ważności i zrobić selekcję. To trwa. Wchodzę coraz głębiej do szafy i …i mam ochotę tam zostać wśród wieszaków, marynarek i sukienek i płaszczy. Szafa to inna rzeczywistość. Tam siedzi historia. Nieodległa, sprzed kilku lat, ale przeszłość, bo tam wisi żakiet, którego nie miałam na sobie kilka sezonów i dziś jest dowodem, że kiedyś regularnie uprawiałam bieganie, a dziś…się lekko skurczył, podobnie jak ta dopasowana czarna sukienka, a znowu tamta niebieska pasowała mi do poprzednich włosów, tych co były. Pewnie trzeba by się tego pozbyć, ale szkoda. Może niech poczekają na lepsze czasy. I tak im głębiej wchodzę w szafę, potykam się o całkiem fajną przeszłość. Znajduję buty, które kupiłam za ćwierć pensji, ale nie mogę ich włożyć na nogi, bo szewc, który potrafiłby mi naprawić ten obcas, też już stał się historią.
W końcu siadam w tej szafie, przytłoczona przeszłością i przypomina mi się, jak w dzieciństwie uwielbiałam chować się w babcinych szafach. Takich starych, poniemieckich. I buszowałam w ubraniach, wśród bistorów i batystów, sukienek w kratę i w kwiaty, futer prawdziwych i sztucznych, i wyobrażałam sobie, że to wszystko zostawili Niemcy, gdy stąd wyjeżdżali, a my się możemy w te ubrania przebierać i ich udawać. Nie musiałam wyobrażać sobie Narnii. Miałam tam swój świat. Taka wyprawa do szafy była jak podróż egzotyczna. Tylko babcia się wkurzała, że robię jej tam bałagan. Po tylu latach rozumiem jej nerwy.
Rozumiem też wściekłość moich rodziców, gdy dowiedzieli się, że wraz z kuzynostwem podczas jednego z rodzinnych wesel siedzieliśmy w szafie w korytarzu i przeglądaliśmy zawartość kieszeni płaszczy gości. Tak z dziecięcej ciekawości. Tylko i wyłącznie.
Szafa zawsze była moim ulubionym meblem. Konkurować z nią tylko mógł stół kuchenny w domu babci. W tym stole była magiczna, jak dla mnie, szuflada, w której było wszystko. Po jej wysunięciu zawsze miałam w oczach efekt wow! Poza tym stół można było nakryć dużym kocem i udawać, że to jest namiot/baza/domek. Siedzenie pod stołem było prawie tak samo fajne jak buszowanie w szafie. Kiedyś.

„Nie wyobrażam sobie, miły,
Abyś na wojnę kiedyś szedł.
Życia nie wolno tracić, miły,
Życie jest po to, by kochać się.

Mam w domu szafę bardzo starą
Z podwójnym dnem, z lustrami dwoma,
Gdy zaczną strzelać za oknami,
Będziemy w szafie żyć.

Starczy nam ubrań na wszystkie pory,
Szalone bale, dzikie kolory
I u znajomych jest tyle szaf,
Będzie co zwiedzać przez parę lat.”

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *