Mógł być kogel-mogel

Z powrotami do przeszłości to nie taka prosta sprawa. Jest w nich magia wskrzeszania czasu, ale zdarzają się skutki uboczne w postaci rozczarowania.

Wczoraj takiego doświadczyłam. Podejrzewam, że w towarzystwie dość pokaźnej grupy widzów, których do kina zwabiła kontynuacja filmu „Kogel-Mogel”.

Czego oczekiwałam? Zabawnej historii? Satyry społecznej na wykształciuchów zwanych inteligencją i nowobogackich rolników? Perypetii uczuciowych bohaterów o 30 lat starszych od siebie samych z części pierwszej filmu? Oczekiwałam filmu, który będzie się tak samo podobał, jak jego poprzednie serie.

A co dostałam? Historię przewidywalną od początku do końca. Bohaterów zupełnie pozbawionych głębi, kukły z teatru absurdu. Dostałam prawie dwie godziny mało śmiesznych gagów. Prymitywny humor. Przerysowaną wieś. Karykaturę bohaterów sprzed lat.

Czego mi brakło? Finezji, atmosfery, lekkości i humoru, bo raczej nie jestem skłonna rechotać, gdy widzę psa liżącego sztucznego penisa.

Żal mi, ale nie pieniędzy na bilet, bynajmniej, lecz tego, że ktoś z twórców filmu zmarnował okazję, by zrobić film, o którym będzie się mówić przez kolejne 30 lat, cytując kultowe teksty.

To nie był kogel-mogel, to nawet nie był miszmasz, to było stłuczone jajo, które spadło na kuchenną podłogę. A z jajem tak bywa, że można z niego zrobić wszystko, tylko trzeba mieć pomysł, a przede wszystkim wyczucie.

I nie wiem, czy mam o to rozczarowanie oskarżać twórców filmu, czy swoje rozbudzone oczekiwania. Może jest jeszcze inna przyczyna – może po prostu ten film jest opowieścią o naszym świecie, gdzie nie ma prawdziwych emocji, głębi, wyrafinowanego humoru, a zostaje schemat, maska, karykatura i prymitywny rechot. Ot po prostu powstał „miś na miarę naszych czasów”.

Nie zapraszam do kin.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *