Homo viator :)

Zdarza mi się czasem rano po przebudzeniu mieć problem z ustaleniem dnia tygodnia. Bywa, że budzę się i myślę: O jak miło, mogę jeszcze chwilę pospać, bo dziś sobota. Niestety najczęściej okazuje się, że przejściu na wyższy poziom myślenia, z rozczarowaniem stwierdzam: Mateńko, to poniedziałek albo inna środa.

Dziś jednak była naprawdę sobota. I od razu pomyślałam sobie, że to bardzo sympatycznie ze strony kalendarza, bo przyda mi się solidny odpoczynek. Ktoś mógłby zapytać: po czym? I w zasadzie miałby rację, bo co może zmęczyć w tygodniu nauczyciela, tym bardziej polonistę, który uczy języka znanego nam od urodzenia, niemalże.

Tym bardziej, że w ubiegłym tygodniu rzeczywiście z punktu widzenia belfrofoba-ignoranta nie napracowałam się za bardzo. Dwie godziny z całego pensum poświęciłam na pytanie wiersza. Trzy na oglądanie z humanistami „Procesu” Wellesa, jak się okazało filmu nad wyraz moczopędnego, ponieważ częstotliwość wychodzenia uczniów do toalety w tym czasie była największa od czasu, kiedy zaczęłam pomiary, a więc od ćwierć wieku. Cztery godziny poświęciłam na wszelkiego typu sprawdziany, czyli przez ten czas nie robiłam nic, poza patrzeniem na spracowane młode umysły. Statystyka brutalnie podpowiada, że połowę tygodnia w pracy po prostu przesiedziałam, bez operowania aparatem gębowym. Dlatego dziwić może potrzeba odpoczynku, ale ja ją tłumaczę zmęczeniem materiału i koniecznością przygotowania sił do sprawdzania tego, co przez cztery godziny umysły płodziły.

I tak leżąc jeszcze w ciepłej pościeli, planując, jak sobie wolny dzień zagospodaruję, zahaczyłam okiem o bałagan, który w tygodniu mi się namnożył. Nie był to pożądany obraz, bo mącił mi od razu nastrój, w jaki zaczęłam się z racji soboty wprowadzać. Są tacy, co żyją według zasady: „Kurz leży, to i ja poleżę”. Ale nie ja. Nie ja, córka pedantycznego ojca i perfekcyjnej pani domu, która przyjmując gości w sterylnym mieszkaniu, przeprasza za bałagan, a przychodząc do mnie w odwiedziny, pyta, czy mi pomóc posprzątać. Dobrze, że wzorem mamy mojej koleżanki nie mówi, wsiadając do mojego auta, że nie ma odpowiednich szczepień, by nim jechać. Zatem ja, córka takich rodziców jestem bardzo wrażliwa na nieporządek w moim otoczeniu, dlatego widząc bałagan w domu, wychodzę.

Tak też postanowiłam. Dylemat miałam jeden: czy wyjść z psem czy z kijkami. I jedno i drugie świetnie się w drodze sprawdzają, bo milczą. Jednak spacer z psem obarczony jest stresem spotkania innego człowieka z psem albo – co gorsze – samego psa bez człowieka. Taka konfrontacja zawsze wymaga ode mnie siły ramion, nóg i …charakteru, by głośno psu nie powiedzieć, co o nim myślę, gdy wykazuje kanibalistyczne skłonności. Poza tym pies nie rozumie mojej chęci fotografowania otoczenia i kiedy tylko namierzam obiekt aparatem, on mi włazi w pole widzenia lub – szczególnie przy zdjęciach makro – niszczy to, co sobie upatrzyłam. Zatem skoro postanowiłam zabrać aparat, to musiałam zostawić psa.

Kijki są mniej psożerne, ale za to stukają o podłoże, co mnie na początku mocno irytuje, ale z czasem wprowadza w coś co przypomina trans i ułatwia myślenie ?.

No to wzięłam te kijki, aparat i poszłam. I kiedy tak sobie szłam, stukając rytmicznie, ślizgając się w błocie i wypatrując obiektów do marcowego fotoprojektu, pomyślałam sobie, że życie to taka droga (wiem, banał). Raz widzisz cudne okoliczności natury, kiedy przemyka przed tobą stado saren albo kiedy mijasz „zapłakane” deszczem bazie, samotnego łabędzia w szuwarach lub przebijające szarą ziemię żółte główki podbiałów. Innym razem mimochodem patrzysz na porzucone w lesie zwłoki auta i inne szpecące naturę pozostałości rozkładającej się cywilizacji. Przechodzisz obok śpieszących się dokądś ludzi albo tych, co biesiadują nad wodą przy butelce wina. Jedni się do ciebie uśmiechają i pozdrawiają, inni udają, że nie widzą. Cały przekrój estetyki i nastrojów. Bogactwo wrażeń. I pewność, że na końcu każdej drogi trzeba i tak zmierzyć się z bałaganem, który sobie wcześniej naprodukowałeś.

Miłej soboty!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *