Stara kobieta…


Ostatnio znowu ćwiczę cierpliwość, koczując w poczekalniach, zdobywając dla siebie trudno dostępne przyczółki placówek NFZu. Z tej okazji od razu przypomina mi się tytuł sztuki Różewicza „Stara kobieta wysiaduje” i uważam to za proroctwo mego wieku, tego i późniejszego, o ile przyjdzie mi go jeszcze posmakować ?.


I tak czekając na kolejne badanie, które pomoże odkryć przyczynę mej niedyspozycji, zwykle rozglądam się po lokalu w poszukiwaniu czegoś z literkami. Jak nie ma gazet, czepiam się wzrokiem plakatów, wywieszek, komunikatów. No taką już mam przypadłość, ale to nie z nią biegam po medykach. A przynajmniej nie z premedytacją.
Po co ten przydługi wstęp? A no po to, żeby przejść do rozwinięcia i przekonać się, ilu czytelników do tego momentu wytrwa.
Dziś czekając na zleconą mi dalszą diagnozę, po półtorej godzinie wyczytywania newsów w internecie, czy też w realu ofert przychodni, cennika badań, zdecydowałam się w końcu sięgnąć po leżące na stoliczku książki dla najmłodszych. Czego tam nie było! I „Czterej muzykanci z Bremy” i „Pan Twardowski”, rysunkowa wersja „Pinokia”, „Kurka złotopiórka”….Umilałam sobie czekanie takim mini powrotem do dzieciństwa, a kiedy już przejrzałam prawie wszystkie bajeczki i baśnie, wierszyki i obrazki, sięgnęłam po wrzaskliwie różową książeczkę o tytule „Moje sny. Modelka”.
Przyznam, że zaintrygowało mnie, co o zawodzie modelki można opowiadać małym dzieciom. Po przekartkowaniu kilku stron, przyznam, uroczo zilustrowanych, opowieści o ambitnej Zuzi, mentalnie złapałam się za głowę i wsobnie krzyknęłam: „Jezusie i Maryjo!”. Teraz już wiem, skąd mogą się brać kilkulatki marzące o byciu celebrytkami, piętnastolatki w stroju glamour z hybrydą na zakończeniach palców i makijażem, który dodaje im kolejne 15 lat. Już przeczuwam, jaki obraz świata klaruje się im przed oczami. I martwię się ich przyszłymi rozczarowaniami, kiedy upokorzone w Top Model długo będą leczyć swój stres pourazowy. Już dużo rozumiem po lekturze tego poradnika – takiej biblii dla Zuzanek. Ale naprawdę nie przybliża mnie to ani na jotę do akceptacji tego nowego świata.
O tempora o mores!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *