Jasna strona nocy

No i już drugi raz od wakacji uczymy zdalnie. Teraz, kiedy mieliśmy wrócić przynajmniej częściowo, do nauki w szkole, przyszła wiadomość, że zostajemy w domach na dłużej. Nic nie wkurza bardziej w tej sytuacji, niż niepewność, jak długo to potrwa. Zdaję sobie sprawę, że i tak jesteśmy w lepszej sytuacji niż właściciele restauracji, kawiarni i barów, bo pracujemy i zarabiamy. Im współczuję bardzo. Co z tego, że mogą sprzedawać na wynos, jak tak naprawdę większość klientów to były osoby, które wypad do restauracji traktowały w kategoriach nie tylko kulinarnych, ale przede wszystkim towarzyskich.

Dlatego powinnam się cieszyć, że mam, co mam, a nie narzekać na swoją sytuację. A jako, że narzekanie idzie nam, Polakom, znacznie sprawniej niż afirmacja, muszę się mocno skoncentrować, by te jasne strony odnaleźć. Po dwóch mocnych kawach i kawału ciasta wreszcie znajduję. Po pierwsze: idę do pracy w kapciach. Po drugie: nie muszę zakładać maseczki, mierzyć temperatury i dezynfekować rąk alkoholem. Po trzecie: z pracy wracam o wiele szybciej, niż wcześniej to się zdarzało. Po czwarte: kawę piję ciepłą i z mleczną pianką. Po piąte: w przerwie mogę nastawić obiad, a na okienku umyć trzy okna (nomen omen). Po szóste: nie mam dyżurów na korytarzu. Po siódme: nie muszę przygotowywać kserówek na lekcję. Po ósme: w związku z poprzednim nie lękam się o to, co dziś się zepsuje: drukarka czy ksero i czy na pewno wystarczy mi papieru, który sama sobie kupiłam. Po dziewiąte: nie obawiam się, że dziecko, które kicha i pokasłuje zainfekuje mnie i moje tzw. współistniejące wyślą mnie pod respirator, z którego nie wyjdę. Po dziesiąte: w dzieciństwie chciałam być panią z telewizora, no to teraz jestem.

Po jedenaste: jeszcze niedawno marzyłam, by mieć taki zawód (najlepiej wolny), który można uprawiać w zaciszu domu, więc tak jakby mi się to spełniło. Niemożliwe – znalazłam aż jedenaście promieni w tym tunelu, zwanym przez innych czarną d..pą. Jakbym się jeszcze bardziej postarała, być może po lampce wina, to okazałoby się, że suma przyjemności jest większa niż suma nieszczęść, w związku z tym według Epikura byłabym szczęśliwym człowiekiem. Ale może nie rozpędzajmy się w tej afirmacji 😉

Mimo to nie będę teraz pisać o ciemnych stronach swojej sytuacji, bo przecież takich nie ma i być nie może, szczególnie w obiegowej opinii, która przypięła nam łatkę nierobów, leni i darmozjadów. No i nie ma co niektórych ludzi wyprowadzać z ich strefy komfortu. Kto się wróblem urodził, kanarkiem nie umrze. Niech w ich ciasnych, smutnych i wypełnionych goryczą oraz żółcią umysłach taki obraz zostanie. Podobnie jak ten, że ziemia jest płaska, epidemii nie ma, ludzie nie umierają na covid, tylko go sobie wmówili, wszyscy lekarze są głupi i pazerni, prawnicy chcą przehandlować Polskę Unii, a kobiety to bezmózgie maszynki do rodzenia dzieci. Amen.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *