Pod psem

81

I znowu chlapa. Z pleneru nic nie wyszło. Przybyło nas troje na miejsce zbiórki z nietęgimi minami i przeświadczeniem, że raczej wrócimy do domu. Tylko Krecik miał entuzjazm, który mu rychło wyperswadowaliśmy. Potem, kiedy się z lekka przejaśniło, trochę żałowałam, że tak łatwo uległam lenistwu i niechęci do robienia za zmokłą kurę. W niedzielę się poprawię 🙂

Odrobiłam dziś zaległości filmowe i obejrzałam „Jasne, błękitne okna”. Kilka tygodni temu miałam szczery zamiar przeczytać tę książkę, ale jakoś nie przypadłyśmy sobie do gustu. Film równie pokręcony i dołujący jak pierwowzór. Od kiedy na własne oczy widziałam śmierć chorej na raka babci, każdy obraz cierpienia z powodu tej choroby jest dla ,mnie udręką. Jeszcze bardziej boję się wtedy śmierci w bólu, utraty kontroli nad ciałem i umysłem. Dlatego, gdy słyszę, że ktoś pokonał raka, cieszę sie tak, jakbym to ja zwyciężyła. W filmie nie ma tego szczęśliwego finału. Wpadłam w psi nastrój.

Chyba będę musiała poprawić sobie humor „Dr Housem”. House zawsze zwycięża 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *