Niepokorne myśli o książkach i wielkiej Polsce

Dzieci nie czytają. Młodzież nie czyta. Nie rokuje to dobrze na przyszłość. Ludzie, którzy nie czytają, mają mniej urozmaicone życie wewnętrzne, nie rozwijają wyobraźni, empatii, nie potrafią się też wysłowić.
Mam taką teorię, która zakłada, że książki są nam potrzebne do przedłużania życia. Oczywiście nie w sensie dosłownym. Kiedy czytamy, żyjemy po wielokroć.


Jestem człowiekiem, który czyta od 5 roku życia. Najpierw czytałam nagłówki w gazetach, potem tytuły książek, a następnie ich treść. Nie zapomnę pierwszej samodzielnie przeczytanej – „Przygody Koziołka Matołka”. Potem zachwycałam się atmosferą Bullerbyn. Pochłaniałam przygody muzealnika Tomasza, czyli Pana Samochodzika.
Czytałam nałogowo. W bibliotece szkolnej i miejskiej byłam stałym gościem. Kiedy tylko kończyłam jedną książkę, już musiałam mieć pod ręką następną, bo czułam się jak bez tlenu, jak dziś dzieciaki bez telefonu komórkowego.
Czytałam wszystko, choć nie…nie czytałam babskich, łzawych i egzaltowanych historii nastolatek i … i nie czytałam lektur. No może niekoniecznie wszystkich, ale na pewno wielu. Nie mogłam strawić w podstawówce „Syzyfowych prac”, nie dla mnie była „Anielka”, ale sięgałam po Bratnego i Stachurę, których jeszcze czytać nie musiałam.
Bo nie ma nic gorszego, jak czytać coś, do czego nie mamy serca. I dziś to rozumiem, choć nie powinnam nawet głośno o tym pisać 

Nie ja, polonistka, a więc kobieta katująca swoich uczniów „Lamentem świętokrzyskim”, „Konradem Wallenrodem” czy „Cierpieniami Młodego Wertera”. Skazuję dziś młodych ludzi na „ciężkie Norwidy”. Na dodatek marzyłoby mi się jeszcze, by im się to podobało.
I bardzo mi z tym źle, że wymagam od nich, nastolatków, by dostrzegli w „Panu Tadeuszu” ten urok, który ja sama zobaczyłam po latach, w wieku co najmniej dojrzałym.
Jak mają zachwycać się książkami, które nie były pisane dla nastolatków. Przecież nawet swoje bajki Krasicki pisał dla dorosłych, nie dla dzieci. „Mały Książę” to też książka, w intencji autora, nie dla dzieci.
Teraz, kiedy my, poloniści, mamy taki problem, by nakłonić uczniów do czytania lektur, minister edukacji właśnie rzuca nam kłody pod nogi i zapowiada, że kanon lektur trzeba wzbogacić o cytuję: „więcej treści katolickich, patriotycznych i niepodległościowych”.
To na pewno spodoba się młodzieży. Oczyma wyobraźni widzę, jak biblioteki nie mogą opędzić się od uczniów, którzy staną w kolejce po ociekające krwią, bogoojczyźniane historie, o tym, jaki to nasz naród bohaterski, waleczny i chrześcijański absolutnie nieżydowski, nigdy na kolanach, a zawsze jako Mesjasz innych narodów, Winkelried i pępek Europy.
Z takim obrazem pod powiekami być może łatwiej będzie naszej młodzieży iść w Święto Niepodległości i wzniecać kolejne pożary, palić księgarnie i prowokować następne wojny. Nawet jeśli miałyby być tylko polsko-polskimi.

grafika z internetu wzięta 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *